Dużo gorzej trafili więźniowie zwerbowani przez armię, na ogół do oddziałów Szturm Z. Wiorstka publikuje ich historię. Oni też, jak Wagnerowcy, z chwilą podpisania kontraktu teoretycznie uzyskiwali amnestię. Poza tym - numer służbowy zamiast numeru więźnia, obietnicę przelewu comiesięcznego wynagrodzenia i ubezpieczenie. Z jednego z więzień zwerbowano ok. 400 osób, chętnych nie brakowało. Kusiła amnestia i wykreślenie z rejestru karanych, kusiły pieniądze, przerażały wieloletnie wyroki. Jeden z rozmówców Wiorstki został skazany za handel narkotykami. Odsiedział 5 lat, czekało go jeszcze 2 lata. Do armii wzięto go mimo braku 2 palców, obiecując pobyt z dala od frontu (Wagnerowcy go nie chcieli z powodu kalectwa). W realu, po 2 tygodniach szkolenia, znalazł się na pierwszej linii frontu. Został ranny w głowę, brzuch i nogę.
![]() |
Po operacji? No to znów na front |
Zoperowano go i po 15 dniach, mimo złego stanu ogólnego, ponownie skierowano na front. Nie uznano ubezpieczenia, bo nie dano mu jego dokumentacji medycznej. W czasie leczenia zginęła też karta poboru, w rejestrach ministerstwa obrony żaden były więzień nie istnieje, tak więc nic nie można zaskarżyć. Poza tym skarżących więźniów jak nie rozstrzelają, to od razu wyślą pod ostrzał wrogiej artylerii. Zarówno towarzysze broni jak personel medyczny odnoszą się do eks-więźniów z pogardą i obrzydzeniem. Rodziny zainteresowane ich losem nie były w stanie nie tylko pozyskać obiecanych opłat, ale nawet informacji o ich losie. Dla armii nie istnieją, służby więzienne już się do nich nie przyznają. Są nikim. Wydaje się, że kto, jak kto, ale więźniowie powinni wiedzieć, czego mogą się spodziewać w rosyjskim wojsku w czasie wojny.
Komentarze
Prześlij komentarz