![]() |
Tokajew na Forum Ekonomicznym |
Głównym wydarzeniem ostatniego Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu był oczywiście występ Putina. Niespodziewanie zyskał on dodatkowy wymiar dzięki wypowiedziom prezydenta Kazachstanu Tokajewa oraz reakcji Kremla na tę wypowiedź. Redakcja Niezawisimoj Gaziety ładnie to ujęła w tytule redakcyjnego przesłania „Ukraina nie jest Rosją, Kazachstan to nie Ukraina. Czemu Rosja przyłącza jedne swoje historyczne terytoria i póki co nie spieszy się przyłączać inne?”.
Putin atakując Ukrainę nadał
drugie życie projektowi Noworosji jako wyrazu
obawy przed wpływami Zachodu, Zachodu postrzeganego jako zagrożenie
cywilizacyjne i zbrojne. Tymczasem przemawiający na tymże forum Tokajew nie dość, że nie uznał niezależności nowych republik DNR i ŁNR (tłumaczył:
gdyby dowolny region każdego państwa uzyskiwał niepodległość powstałby chaos),
jeszcze przyznał, że wprawdzie przyjaźni się z Rosją, ale ekonomicznie zależy od
Chin i dlatego respektuje sankcje przeciw Rosji. Stwierdził jednoznacznie: Chiny w czasie ostatnich 15 lat
zainwestowały w Kazachstanie 22 mld$ i są głównym partnerem ekonomicznym
naszego kraju, podobnie zresztą, nota bene, jak i jednym z najważniejszych geopolitycznych
sojuszników Rosji. Niektórzy w Rosji uważają, że Rosja uratowała Kazachstan, a ten w zamian powinien je służyć i kłaniać się do ziemi, co jest nieuzasadnione i nierealne".
Rosja w rewanżu pogroziła palcem Kazachstanowi. Konstantin Zatulin, zastępca przewodniczącego komitetu dumy ds. WNP nawet oznajmił publicznie, że Kazachstan posiada tereny rosyjskojęzyczne i „jeśli przyjaźnimy się to nie ma kwestii, ale gdyby przyjaźń zmniejszyła się, to wszystko możliwe jak w przypadku Ukrainy”. Wypowiedź Zatulina całkowicie wpisuje się w logikę zaprezentowanego na forum programu Putina -- jednoczenia ziem historycznych Rosji. Putin o Kazachstanie mówił zresztą parę lat temu słowo w słowo to samo, co teraz o Ukrainie „Kazachowie nigdy nie mieli państwowości, nigdy. Dopiero Nursułtan Nazarbajew ją stworzył” .
I co? I nic. Nikt nie wybiera się wojować z Kazachstanem. Andrej Turczak objechał publicznie Zatulina, który wyrwał się przed szereg („nie trzeba zajmować się prowokacją, a trzeba wzmacniać dobre sąsiedztwo”). Kadyrow zaś popłakał się nad niewdzięcznością wszystkich krajów ODKB. Cytujemy Kadyrowa: „ Kto uratował Białoruś? Rosja. Kto uratował Kazachstan? Rosja. Kto przerwał wojnę Armenii z Azerbejdżanem? Rosja. A gdy Rosja wymaga pomocy wszyscy milczą – boją się sankcji”. Skąd taka różnica Moskwy w podejściu do jednoczenia ziem tradycyjnie rosyjskich? Na Kremlu wyraźnie boją się wzmocnienia Zachodu, teoretycznie możliwego ataku NATO, wpływu atrakcyjności zachodniej gospodarki i kultury. Przy czym oczywiście zadecydowała o ataku na Ukrainę wiara w słabość NATO, pieniądze z surowców na armię i uzależnienie Europy od surowców (polityka klimatyczna sterowana z Kremla).
Incydent petersburski i stonowanie reakcji Rosji można wytłumaczyć tym, że od strony Kazachstanu Rosja czuje się bezpieczna, więc jakieś pretensje terytorialne są nie na czasie. Wpływu Chin też się nie obawia, kultura chińska jej nie zagraża, ataku też nie przewiduje, dlatego Tokajew mógł jednoznacznie potwierdzić, że interesy Chin a nie Rosji są dla niego priorytetem i ośmieszyć tym projekt Putina. Alternatywnym wytłumaczeniem byłaby świadomość własnych ograniczeń - mniejszej atrakcyjności ekonomicznej i limitowanej zdolności do interwencji siłowej.Na dwie wojny to już Rosji nie stać!
W ogóle Forum, ukochane dzieło Putina, nie okazało się sukcesem. Jedynym liderem państwowym był Tokajew. Denis Puszylin, szef DRN, kreował się na ważną figurę, wbrew organizatorom, opowiadając kiedy i dlaczego rozstrzela Anglików, obsługa medialna musiała wyciąć jego wizerunek ze sceny powitalnego salutu. Delegację Izby Handlowej Afganistanu dziennikarze zadręczali pytaniami, czy im nie przeszkadza, że Rosja uznaje ich za terrorystów (Taliban jest uznawany za org. terrorystyczną) i czy w teczce nie ukryli bomby. "Business question -- O.K. No politics", odpowiadali nieszczęśni delegaci.
Komentarze
Prześlij komentarz