
Na początku XXI wieku milicjanci tego działu biegali od jednego trupa do kolejnego, mieli ręce pełne roboty, a cmentarze zapełniały trupy dyrektorów firm i ofiary rozliczeń ekonomicznych. W 2009 r. m.in., po kolejnej sprawie, zasądzono 23 lata Olegowi Makowozowi za organizację (w 2003 r.) morderstwa jego byłego szefa – generalnego dyrektora Tatinwestneftegazostroju – Rustama Rawiłowa. Ludzie Makowoza dostali od 5 do 17 lat. Rawiłowa mimo ochrony po prostu zastrzelono na ulicy. Powodem była rezygnacja dyrektora z usług firmy ochroniarskiej zarządzanej przez Makowoza. Żeby było ciekawiej do wyjaśnienia sprawy przyczynił się zamach na samego Makowoza zorganizowany przez podległych mu ochroniarzy. Adwokatom w pierwszym procesie udało się wybronić większość podejrzanych, mimo iż Makowoz był równolegle podejrzany o zlecenia porwania dyrektora fabryki porcelany i zabójstwa posła Dumy. Z czasem zmniejszała się liczba morderstw. W latach 2007- 2008 gangsterzy na zamówienie mordowali już „tylko” około 10 osób rocznie. Rozwiązywano w ten sposób sporne kwestie majątkowe. Z czasem prawa własnościowe stały się bardziej skomplikowane, a ryzyko ujawnienia zleceniodawcy wzrastało. W latach 2013-2014 na zlecenie zabijano w Petersburgu nie więcej niż 5, 6 osób rocznie. Zmienił się też rodzaj zleceniodawcy – ludzi ze zorganizowanej przestępczości zamienili biznesmeni i damy. W latach 2015-2016 liczba morderstw spadła do czterech rocznie, w tym jeden przypadek dotyczył honoru -- uzbecki milioner zlecił zamordowanie nowego męża swojej byłej żony. Zabójstwa nie ominęły ostatnio funkcjonariuszy OMON. W związku z mniejszą liczbą zleceń dwudziestoosobowy oddział policji nie biega już od jednego trupa do kolejnego, lecz zajmuje się szerszą gamą przestępstw. W ciągu 18 lat policjanci oddziału zabili jednego człowieka i to w obronie życia kolegi. Poczucie normalności to jednak rzecz względna. Nam nawet 4 osoby rocznie zabitych na zlecenie w Petersburgu wydaje się za wiele…
Komentarze
Prześlij komentarz