
Wszyscy zdajemy sobie sprawę ze szkód jakie niesie alkoholizm. Rosjanie zresztą od wieków słyną z przywiązania do wódki, co znajduje odbicie w statystykach: w 2024 r. oficjalnie sprzedano w Rosji 108,5 mln dekalitrów alkoholu, co przekładało się na 8,49 l. alkoholu na głowę. Według WHO przekroczenie 8 l. na osobę zagraża rozwojowi danego państwa. Stąd powszechnym uznaniem społecznym cieszą się wszelkie próby ograniczenia pijaństwa. Szczególnie głośne medialnie stały się decyzje Gieorgija Filimonowa, gubernatora obwodu wołogodzkiego, znanego z uwielbienia Stalina i Mao Zedonga. Postanowił on ograniczyć sprzedaż alkoholu: wolno go teraz sprzedawać w tym obwodzie tylko w dni powszednie między godz.12,00 a 14,00, a w świąteczne - między 8,00 a 23,00. Ograniczenia nie dotyczą restauracji i barów. Gdy już wszystkie oficjalne portale rosyjskie i niektóre zagraniczne, wyraziły odpowiedni zachwyt tą decyzją gubernatora, dziennikarze portalu Meduza pojechali do Wołogdy i sprawdzili jej efekty. Okazało się, że przed wszystkimi sklepami sprzedającymi jakiś alkohol już przed godz. 12,00 formowały się długie kolejki przypominające czasy późnego ZSRR, tyle, że sprawnie obsługiwane. Półki szybko pustoszały, co widząc gospodynie domowe, które zwykle ograniczały się do kupna codziennej żywności dorzucały do koszyka butelkę czegoś mocniejszego. Kupowano teraz więcej alkoholu niż przed zakazami, bo doszły obawy, że gości będzie więcej niż zakładano, przyjdzie ktoś niezapowiedziany itp. Sytuacja jest niepewna i lepiej się zabezpieczyć niż oferować gościom wyłącznie soczki i herbatę. Nota bene, zakaz sprzedaży alkoholu, nie przyczynił się do rozwoju regionu. Przedsiębiorcy wynoszą się z niego, więc przynoszący zyski rejon ma za czasów rządów Filimona spore długi, wzrosła też nadmiarowa śmiertelność.
Zakazy zakazami, ale lud rosyjski wie swoje: w mieście Władimir, przy słynnej trasie Moskwa-Pietuszki, postanowiono postawić brązową figurę Wieniedykta Jerofiejewa, mimo iż włodzimirska eparchia zarzuca mu pesymizm, brak celu i sensu życia, destrukcję moralną oraz brak nadziei.
Walka z alkoholizmem robi wrażenie, że władza dba o bezpieczeństwo obywateli, skutki takiej walki widać nawet w Warszawie. Wiele mówiono w mediach o zagrożeniach jakie niesie nocna sprzedaż alkoholu. Po sporze kompetencyjnym w ratuszu stanęło, że zakaz nocnej sprzedaży alkoholu w naszej stolicy obejmie 2 dzielnice. Każdy spragniony wódki może więc pojechać do pozostałych dzielnic. Czyli wzorujemy się na rosyjskim modelu prohibicji: dużo szumu i efekty jakby odwrotne od zamierzonych.
Komentarze
Prześlij komentarz