Przejdź do głównej zawartości

Kapusta pekińska z Polski a bezpieczeństwo Rosji

 

              Czy nieaktualna  zapowiedź możliwości  sprzedaży w Rosji  polskiej kapusty pekińskiej  może obecnie zagrozić bezpieczeństwu Rosyjskiej Federacji? Nie tylko może,   mogła nawet przed ogłoszeniem embargo. Przynajmniej według sądu w Orenburgu.  Otóż na stronie portalu Agrobook.ru, należącej do holdingu wydawniczego Krestianin  znaleziono ogłoszenie dotyczące sprzedaży kapusty pekińskiej pochodzącej z Polski. Zgłosił je w 2013 roku  zlikwidowany w 2018 r.  Bałkański Dom Handlowy. Dawno nieaktualne, zapomniane przez Boga i ludzi, pokutowałoby tam następne sto lat, co najwyżej źle świadcząc o  aktualizacji danych przez administratorów portalu, ale  czujne oko śledczych je odnalazło i sprawa znalazła się w sądzie.  Po ogłoszeniu sankcji wobec Rosji po zajęciu przez nią Krymu  Putin ogłosił sankcje rewanżowe, m.in. embargo na warzywa i owoce z krajów UE, w tym Polski. Zabroniono sprzedaży i  reklamy tych produktów, a dostarczone niszczono, m.in.  zlikwidowano 36 tys. ton warzyw. Absurdalność omawianej  sprawy ma kilka aspektów.  Ogłoszenie wprowadzono legalnie w 2013 r., kiedy jeszcze embargo nie funkcjonowało,  jego twórca, firma handlowa,  od 2 lat nie istnieje, sądu nie interesowało, czy złamano embargo i sprzedano choć jedną główkę polskiej kapusty po jego ogłoszeniu.  Przy ogłoszeniu widać rok 2013 i nawet najgłupszy klient sprawdzi, czy firma sprzedająca tę kapustę  nadal ją oferuje i w ogóle jeszcze istnieje. Urokliwe jest uzasadnienie  sądowe „ogłoszenie wprowadza w błąd klientów w sprawie możliwości sprowadzania z Polski produktów rolniczych”. Embargo obowiązywało od sierpnia 2014, więc w 2013 r.  naszą kapustę pekińską sprzedawano i reklamowano  jak najbardziej legalnie.  Okazało się teraz, że  nieaktualna od paru lat reklama  polskiej kapusty obecnie „stwarza zagrożenie dla interesów i bezpieczeństwa Rosyjskiej Federacji”.    No i wiemy co tak naprawdę  zagraża bezpieczeństwu Rosji.  Całość potraktowano niemal jak przemyt z paragrafów  kodeksu karnego dotyczących  propagandy wojny, terroryzmu, nienawiści rasowej itp.  oraz informacji zakazanej.  Różnica między szumnym oskarżeniem o „społeczne zagrożenie polegające na naruszeniu zakazów i ograniczeń dotyczących handlu warzywami i owocami” a realiami tej sprawy   świadczy o urokach biurokracji i sądownictwa w RF.   Sprawa się toczy nadal  (ku radości redaktorów z opozycyjnego portalu The Bell). Sąd nakazał likwidację strony portalu na której to ogłoszenie  funkcjonuje.  Dyrekcja holdingu wyjaśnia okoliczności.  W Internecie nic nie ginie.

 


Komentarze