Przejdź do głównej zawartości

Do kalifatu jeden krok?




Z nieocenionych dla poznania specyfiki rosyjskiej Wiesti, dowiadujemy się dzisiaj, że  nieprawdą jest, iż w Czeczenii każdy współpracownik „prawochranitel’nych organow”, czyli głównie policji, musi  przeczytać określoną liczbę  modlitw do Mahometa  (najpewniej chodzi o wersety Koranu).  Kto u diabła,  kazał przedstawicielom obecnej, zrusycyzowanej i na ogół ateistycznej   władzy modlić się do Mahometa? I jeszcze  kto pilnuje, czy robią to dostatecznie gorliwie i  często?  I czemu, albo  ludzie wzięli nakaz poważnie,  albo przynajmniej istnieje jakaś obawa władz RF, że  go potraktują serio?
Okazało się, że w lokalnych, czeczeńskich   mediach tj. w prasie, radiu i telewizjiogłoszono telefonogram sygnowany przez  miejscowego szefa Ministerstwa Wnutriennych Dieł, czyli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Rusłana Ałchanowa, w którym ten zaleca prowadzenie rejestru  wersetów Koranu  przeczytanych przez każdego pracownika resortu. Każdy został zobowiązany do przeczytania  300 tysięcy wersetów. Jakkolwiek zabawny  wydaje się nam  obraz wczytujących się w tysiące modlitw tajniaków, policjantów i urzędników, na co dzień raczej zajmujących się konsumpcją alkoholu i innym działaniem sprzecznym z zaleceniami Koranu,  całość wiele mówi o stosunkach w Rosji.  Media bez wahania zamieściły fałszywkę -- jawnie  bezsensowny dla nas i sprzeczny z konstytucją  tekst jako urzędowy, tylko dlatego, że robił wrażenie autentycznego i był podpisany przez samego szefa policji. A może nie tylko dlatego?  Nie pojawiły się żadne tam sprzeciwy, nikt, przynajmniej publicznie,  nie obawiał się „państwa religijnego”. Wzrosła pewnie w Czeczenii sprzedaż Koranu, a co pilniejsi urzędnicy nawet przeczytali po  kilkaset wersetów tej Świętej Księgi. Sprawa wydawała się na tyle poważna, że aż wymagała  oficjalnego sprostowania  w głównym wydaniu serwisów rządowych.  Rzeczniczka MSW musiała przytaczać paragraf konstytucji mówiący, że „religia, modlitwy i obowiązki religijne   sprawą prywatną obywateli, niezależnie od miejsca ich pracy i zajmowanego stanowiska,  dodając, że żaden minister, nawet w Czeczenii, nie ma prawa nakazać zbierania i gromadzenia danych na ten temat”.  Całe wydarzenie  uznano za „prowokację” i obiecano znaleźć i należycie ukarać sprawcę  zamieszania. Myślę, że ta historia wiele mówi o Rosji i Czeczenii…


Komentarze