

Dziś wiadomo, że na granicy syryjsko-tureckiej zestrzelono rosyjski bombowiec Su-24, dwóch
pilotów
katapultowało się
i jeden przeżył wypadek. Wiesti, TASS i media
rosyjskie ograniczyły się początkowo do krótkiego komunikatu Ministerstwa Obrony. Przeciwstawiono
się opinii, że samolot przekroczył granice turecką, choć Turcy twierdzą, że 10 razy ostrzegali pilota o przekroczeniu granicy, zanegowano też opinię BBC i władz tureckich, że
samolot
został zestrzelony przez tureckie myśliwce F-16. Początkowo twierdzono, że samolot zestrzelono z ziemi, przez syryjską obronę przeciwlotniczą. Uderza
ogromny rozdźwięk między szumem medialnym na całym świecie, a wielogodzinnym brakiem
jakiegokolwiek stanowiska Rosji w tej kwestii. Nikt z władz rosyjskich przez długi czas nie zabrał głosu, nie wyrażono żadnej opinii, brak
było jakichś oficjalnych ocen. Okazało się, że wszyscy na świecie spekulują, co ten wypadek znaczy i jakie będą tego konsekwencje…. oprócz władz
rosyjskich.Te zbyt szybko nie zdecydowały się, czy sprawę będzie się nagłaśniać, czy przemilczać i jak ją komentować. Emocje w mediach początkowo ukierunkowano na kwestie losu lotników. Dowiadujemy się, że na pograniczu żyją Turkmeni, nie Turcy, którzy (cytuję) "sami w sobie są dobrymi, nieagresywnymi ludźmi", ale -- sunnitami i niektórzy z nich zostali przekonani do idei ISIS. Czy jednak po bombardowaniach są równie ciepło nastawieni do Rosjan jak przed wojną?
Komentarze
Prześlij komentarz