Rosja nadal żyje wydarzeniami za oceanem. Kommiersant, powołując się na znanych
politologów, wylicza wszystkie grzechy Trumpa,
natomiast media państwowe i Moskiewski
Komsomolec wychwytują wszystkie
paradoksy i niuanse sytuacji. Paradoksy
rzucają się w oczy. Wielkie słowa zarzutów wobec konserwatystów
typu „zamach
stanu”, ”zbrojne przejęcie władzy” nijak się nie mają do nieuzbrojonego,
niezorganizowanego tłumu około 2 tys. osób i słabo strzeżonego Kapitolu. Deklaracje o wolności słowa
-- do zamknięcia konta na Twitterze, nie tylko Trumpowi, ale i 70 tys.
konserwatystom. Forbes ostrzega przed zatrudnianiem w korporacjach zwolenników Trumpa. Znaleźli się chętni do płacenia za
ujawnianie policji danych demonstrantów spod Kapitolu, np. zachwyt w sieci wzbudziła nastolatka, która doniosła na rodziców
i krewnych. Nazwisko Trumpa jest
pospiesznie wykreślane z nazw ulic i placów. Paradoksalnie, teraz to Trump apeluje do swoich zwolenników o spokój społeczny, natomiast demokraci
szykują się do wojny z połową obywateli.
Kapitol roi się od uzbrojonych po zęby żołnierzy Gwardii Narodowej, zablokowano drogi do urzędów, wszędzie posterunki policji, ulicami suną transportery opancerzone z działkami szybkostrzelnymi. Ściągnięto do Waszyngtonu ponad 26 tys. żołnierzy i 5800 policjantów, gdy przy inauguracji prezydentury Obamy było ich 4 razy mniej, a i za Trumpa – 8 tys. i obeszło się bez takich szaleństw jak zamykanie ulic. Tylko gdzie też te hufce zbrojne przeciwnika? Złośliwie rzecz ujął Dmitrij Popow. Za hańbiące uznaliśmy, że Łukaszenko przejmuje władzę otoczony bojownikami OMON-u – oto dyktator bojący się narodu. A w USA widzimy całe miasto pod bronią – Kapitol otoczony wysokim płotem, zamknięte metro i ulice, wszędzie pełno posterunków posterunki policji. „Czy do władzy szykuje się już nawet nie dyktator, a kanibal, żywiący się pieczenią z dysydentów? Tchórzliwy i złowieszczy? Ależ nie, to liberalny staruszek Biden, światło postępowego świata”-- tłumaczy Popow. Jego zdaniem, zachodzą duże podobieństwa sytuacji – brak wiary ludzi w wiarygodność wyborów, siłowa reakcja władz.
Liberałowie zobaczą na
Białorusi wściekłego tyrana walczącego z obrońcami światła, konserwatyści –
zdrowo myślącego przywódcę chcącego utrzymać niezależność kraju od Wschodu i Zachodu. W Ameryce liberałowie dostrzegą ludzi z filiżanką kawy i na rowerze
słusznie broniących kraju przed nietolerancyjną tłuszczą, zaś konserwatyści –
obrońców idei ojców założycieli kraju i pewnej normalności, tzn. np. przy zatrudnianiu kierowanie się uwzględnianiem kwalifikacji
a nie preferencji seksualnych czy koloru skóry. Zachwyca konsekwencja. Antony Blinken, sekretarz stanu w rządzie Bidena, ostatnio oznajmił "Nawalny mówił za miliony Rosjan i to ich głos musi zostać usłyszany. Uciszanie Nawalnego, to próba zamknięcia ust milionom". Hmm... do Trumpa to się oczywiście, zupełnie nie odnosi. Władze rosyjskie
dostały niespodziewany prezent. Mogą tłumaczyć
wszelkie dawne i przyszłe
interwencje policji i represje obawami. A stwierdzenia w rodzaju wypowiedzi Blinkena -- wyśmiewać. Czy chcecie Białorusi/ Stanów w Moskwie? Chcecie uciszania osoby, której ufa 74 mln obywateli? Nie, to siedźcie cicho i zaufajcie nam. No, ale nie mogą sypnąć "plebsowi" złotem, jak to obiecuje Biden.
Komentarze
Prześlij komentarz