Przejdź do głównej zawartości

Tajniki psychiki człowieka, czyli stroitelnyj otriad (1960-2025)

 

Wiedzę ludzkości o psychice człowieka, naszym zdaniem, znacznie poszerzyła niejaka Sonia, studentka prestiżowego rosyjskiego uniwersytetu, opowiadając Fontance  o kulturze i zasadach działania słynnego oddziału budowniczych (stroitelnoj otriad), chwalebnie funkcjonującego od lat 60-tych XX w.  Chodzi o zespół  studentów, wakacyjnych ochotników, którzy mogą zarobić 100 tys. rubli w dalekiej tajdze pomagając przy budowach. Kierują nim weterani tej przygody, oni też kwalifikują kandydatów, punktują ich pracę i zarobki. 

 Dopiero po przyjeździe do tajgi nowicjusze dowiadują  się o obowiązujących zasadach i karach za ich naruszenie. Codziennie wieczorem odbywa się "komissarka" (w założeniu relaksujące, twórcze  spotkanie grupy) na której  "starszyzna" ocenia pracę, ustala kary i nagrody i nakazuje  rozrywki. Panuje ostra dyscyplina: karane jest spóźnienie, niedokładna praca, nie ma mowy o alkoholu. Udziału w  nakazanych na komissarce  i karnych  zadaniach  można odmówić, wtedy  odbierane są punkty, co wpływa na zarobki. 

 Symbolem oddziału okazała się imitacja członka, rodzaj  czarnego balonu, nie brakło też kajdanek. W ramach zabaw kazano  nowym ludziom  rozbierać się  do naga i wsadzać sobie  butelkę w kiszkę stolcową, wystawiać nagie pośladki do poklepywania, dziewczyny miały ssać imitację fallusa,  zorganizowano konkurs piękności tyłków i umieszczono w sieci ich  zdjęcia, za "trafienie" w pojedynku "członkami"  trzeba było zdejmować po sztuce odzież (dziewczyny do majtek, chłopcy do golasa), "zadanie" nakazane  w konkursie  mogło polegać na równoczesnej masturbacji i paleniu papierosa (nie publiczne, tylko przy koleżance, która wykonanie   fotografowała)  itp.

 Zupełny obłęd dotyczył przewinień i kar za nie.  Karano nie tylko  za wolniejszą pracę, ale  też  np.  za zabrudzenie gliną  kapci.  Kazano winowajcy  usiąść gołą pupą na brudnej wycieraczce i "wycierać" nią  podłogę lub  wsadzić sobie korek w d... Za pomyłkę przy śpiewaniu hymnu  oddziału  winni przez 3 godziny trzymając się wzajemnie przykucnięci  musieli przesuwać się po błocie i kamieniach, za gorszą pracę   jeść środki przeczyszczające, czy wycierać czyjeś brudne  zadki.   Trudno wyliczać wszystkie pomysły przewinień i kar, ale już parę przykładów nas szokuje. 

Jak to się stało, że romantyczni studenci i studentki   z elitarnej uczelni  przez ponad 60 lat aprobowali takie zasady,  wracali do nich  i byli dumni z przynależności do grupy (nosili specjalne  kurtki z naszywkami).  Przyczyny Fontanka m.in. upatruje w sytuacji psychicznej młodych - oderwaniu się od prowincjonalnego środowiska, samotności,  szukaniu oparcia psychicznego, zmęczeniu szumem informacyjnym.  Romantyczna wizja pionierskiej, fizycznej  pracy w dzikiej  puszczy, potrzeba przynależności do najlepszych, uznanie  autorytetu kolegów. Eliminacja była ostra, weterani dobierali do wyjazdu nieliczne osoby, co podnosiło ich poczucie wartości,  wybrani czuli się zwycięzcami, silnymi ludźmi.  Na obozie przeważali liczbowo weterani, więc chyba wiedzą jak  trzeba działać.

karne 3 godz. marszu

 Wszystkie  nakazy i kary uczestnicy uznawali za słuszne.  Skoro ich wybitni naukowo koledzy byli dumni z ponad pół wiekowej  tradycji, nie może być w niej nic złego.  No i nuda - po zgiełku metropolii cisza tajgi i ciężka praca skłaniały do szukania wrażeń, a  hormony - imitacji seksu.  Wątpiącym trudno było się wycofać ze względu na koszt dojazdu do domu, jeszcze trudniej przyznać się do klęski towarzyskiej  lub komuś opowiedzieć o sytuacji. Najdziwniejsze, że najbardziej poniżana dziewczyna czuła się najmocniej związana z grupą, uważała ją za rodzinę,  siebie za ofermę słusznie karaną tabletkami na przeczyszczenie, zaś fotografowanie nagich zadków obcych w końcu sobie  osób,   za dopuszczalną zabawę. 

 Wszystko to oscyluje między mechanizmami  z "Władcy much"  Williama Goldinga, a działaniem sekty w klimacie "twardych ludzi" pokonujących tajgę i stanowi  niezgłębiony  materiał do badań dla psychologów i psychiatrów.

Co na to rosyjska  opinia publiczna? Fontanka wysłała na kolejne eliminacje dziennikarza, który potwierdził opowieść Soni.  Komentarze czytelników są skrajnie różne. Władza ma natomiast  problem. Praktycznie nie ma czego się przyczepić - uczestnictwo w "zadaniach" i aprobata kar były dobrowolne, nikt nikogo do niczego  nie zmuszał, nie naruszano tzw. porządku społecznego.. Tak, że opinie posłów i czytelników wahają się od  "obozów demoralizacji",  żądań aresztowania rektora uczelni i kierownictwa obozu do zrozumienia młodych, którzy dobrze że nie piją i nie korzystają z narkotyków. Sprawę powierzono do rozpatrzenia Komitetowi Śledczemu.

Oddział budowniczych

Komentarze