Wiedzę ludzkości o psychice człowieka, naszym zdaniem, znacznie poszerzyła niejaka Sonia, studentka prestiżowego rosyjskiego uniwersytetu, opowiadając Fontance o kulturze i zasadach działania słynnego oddziału budowniczych (stroitelnoj otriad), chwalebnie funkcjonującego od lat 60-tych XX w. Chodzi o zespół studentów, wakacyjnych ochotników, którzy mogą zarobić 100 tys. rubli w dalekiej tajdze pomagając przy budowach. Kierują nim weterani tej przygody, oni też kwalifikują kandydatów, punktują ich pracę i zarobki.
Dopiero po przyjeździe do tajgi nowicjusze dowiadują się o obowiązujących zasadach i karach za ich naruszenie. Codziennie wieczorem odbywa się "komissarka" (w założeniu relaksujące, twórcze spotkanie grupy) na której "starszyzna" ocenia pracę, ustala kary i nagrody i nakazuje rozrywki. Panuje ostra dyscyplina: karane jest spóźnienie, niedokładna praca, nie ma mowy o alkoholu. Udziału w nakazanych na komissarce i karnych zadaniach można odmówić, wtedy odbierane są punkty, co wpływa na zarobki.
Symbolem oddziału okazała się imitacja członka, rodzaj czarnego balonu, nie brakło też kajdanek. W ramach zabaw kazano nowym ludziom rozbierać się do naga i wsadzać sobie butelkę w kiszkę stolcową, wystawiać nagie pośladki do poklepywania, dziewczyny miały ssać imitację fallusa, zorganizowano konkurs piękności tyłków i umieszczono w sieci ich zdjęcia, za "trafienie" w pojedynku "członkami" trzeba było zdejmować po sztuce odzież (dziewczyny do majtek, chłopcy do golasa), "zadanie" nakazane w konkursie mogło polegać na równoczesnej masturbacji i paleniu papierosa (nie publiczne, tylko przy koleżance, która wykonanie fotografowała) itp.
Zupełny obłęd dotyczył przewinień i kar za nie. Karano nie tylko za wolniejszą pracę, ale też np. za zabrudzenie gliną kapci. Kazano winowajcy usiąść gołą pupą na brudnej wycieraczce i "wycierać" nią podłogę lub wsadzić sobie korek w d... Za pomyłkę przy śpiewaniu hymnu oddziału winni przez 3 godziny trzymając się wzajemnie przykucnięci musieli przesuwać się po błocie i kamieniach, za gorszą pracę jeść środki przeczyszczające, czy wycierać czyjeś brudne zadki. Trudno wyliczać wszystkie pomysły przewinień i kar, ale już parę przykładów nas szokuje.
Jak to się stało, że romantyczni studenci i studentki z elitarnej uczelni przez ponad 60 lat aprobowali takie zasady, wracali do nich i byli dumni z przynależności do grupy (nosili specjalne kurtki z naszywkami). Przyczyny Fontanka m.in. upatruje w sytuacji psychicznej młodych - oderwaniu się od prowincjonalnego środowiska, samotności, szukaniu oparcia psychicznego, zmęczeniu szumem informacyjnym. Romantyczna wizja pionierskiej, fizycznej pracy w dzikiej puszczy, potrzeba przynależności do najlepszych, uznanie autorytetu kolegów. Eliminacja była ostra, weterani dobierali do wyjazdu nieliczne osoby, co podnosiło ich poczucie wartości, wybrani czuli się zwycięzcami, silnymi ludźmi. Na obozie przeważali liczbowo weterani, więc chyba wiedzą jak trzeba działać.
![]() |
karne 3 godz. marszu |
Wszystkie nakazy i kary uczestnicy uznawali za słuszne. Skoro ich wybitni naukowo koledzy byli dumni z ponad pół wiekowej tradycji, nie może być w niej nic złego. No i nuda - po zgiełku metropolii cisza tajgi i ciężka praca skłaniały do szukania wrażeń, a hormony - imitacji seksu. Wątpiącym trudno było się wycofać ze względu na koszt dojazdu do domu, jeszcze trudniej przyznać się do klęski towarzyskiej lub komuś opowiedzieć o sytuacji. Najdziwniejsze, że najbardziej poniżana dziewczyna czuła się najmocniej związana z grupą, uważała ją za rodzinę, siebie za ofermę słusznie karaną tabletkami na przeczyszczenie, zaś fotografowanie nagich zadków obcych w końcu sobie osób, za dopuszczalną zabawę.
Wszystko to oscyluje między mechanizmami z "Władcy much" Williama Goldinga, a działaniem sekty w klimacie "twardych ludzi" pokonujących tajgę i stanowi niezgłębiony materiał do badań dla psychologów i psychiatrów.
Co na to rosyjska opinia publiczna? Fontanka wysłała na kolejne eliminacje dziennikarza, który potwierdził opowieść Soni. Komentarze czytelników są skrajnie różne. Władza ma natomiast problem. Praktycznie nie ma czego się przyczepić - uczestnictwo w "zadaniach" i aprobata kar były dobrowolne, nikt nikogo do niczego nie zmuszał, nie naruszano tzw. porządku społecznego.. Tak, że opinie posłów i czytelników wahają się od "obozów demoralizacji", żądań aresztowania rektora uczelni i kierownictwa obozu do zrozumienia młodych, którzy dobrze że nie piją i nie korzystają z narkotyków. Sprawę powierzono do rozpatrzenia Komitetowi Śledczemu.
Komentarze
Prześlij komentarz