Przejdź do głównej zawartości

Wybory made in ZSRR?




Prasa opozycyjna zwróciła uwagę na upodobnianie się obecnych wyborów prezydenckich w Rosji do wyborów w czasach Związku Radzieckiego.  I rzeczywiście my również przeżywamy pełne deja vu, no może  z uwzględnieniem postępu technicznego.   Na komórce obywatele widzą  kolejne zaproszenia do lokali wyborczych i zawiadomienia, w skrzynce pocztowej --  imienne zaproszenie z podpisem szefa Centralnej Komisji Wyborczej -- Ełły Pamfiłowej,  ulice zdobią afisze zachęcające do głosowania,  przez radio i z telewizora też słyszymy zaproszenia..  Zachęty nie ograniczają się do słów – naukowcy i  pracownicy klinik cieszą się w Rosji z premii pieniężnych, a zwykli zjadacze chleba z zapowiedzianych kiermaszy  w pobliżu lokali wyborczych, gdzie za ok. 20 rubli (złotówkę) można będzie kupić makaron, cukier, konserwy rybne, kaszę jaglaną a za 35 rubli nawet tuszonkę, tzn. konserwy wieprzowe (och, te wspomnienia!). Za czasów ZSRR kuszono towarem deficytowym, obecnie – tanim. 
 O czymś dla ducha też nie zapomniano – głosujący dostaną darmowe bilety na koncerty muzyki młodzieżowej, zespołów ludowych itp. W 1950 r. sama Lubow Orłowa recytowała opowieść o Stalinie, ale teraz też atrakcji nie zabraknie. Tyle marchewki. Kija też nie brak. Dawniej frekwencji pilnowali członkowie komisji wyborczych, obecnie – dyrekcje placówek budżetowych – szkół, urzędów, uczelni, klinik. Ale też i środki nacisku, choć nielegalne, są prostsze do sprawdzenia. Nakazuje się głosować w punkcie zatrudnienia lub w jego pobliżu i można prosić o sfotografowanie karty do głosowania komórką.  Oczywiście władze regionalne będą rozliczane z frekwencji wyborczej a nie ze zgodności  głosowania z prawem, więc grożą  dyrektorom, a ci -- podwładnym – zabraniem premii, brakiem awansu, stratą akademika do straty pracy włącznie.  Pożądana frekwencja to minimum 70%, a  przewaga  Putina – też 70% głosujących.  Biada władzom regionalnym, gdy okaże się mniejsza!

Komentarze