
Miedwiediewa
fraza „prosto dienieg niet, no wy dierżites” (pieniędzy brak, ale się trzymajcie) zaczęła żyć własnym życiem i podważać założenia wieloletniej propagandy.
Pozostawało sypnąć choć niewielkim groszem w spektakularny
sposób. I to zrobiono. Tak prawdę mówiąc inflacja w 2015 r. oficjalnie wyniosła 12,9% i o tyle powinny zgodnie z prawem w lutym 2016 r. wzrosnąć emerytury, co kosztowałoby budżet 660 mld rubli (nakłady na wyższe szkolnictwo wynoszą 600 a na zdrowie -- 300 mld). W lutym 2016 r. podniesiono emerytury jednak tylko o 4% i zapowiedziano pozostałą część wypłacić w czerwcu. Zamiast pieniędzy emeryci usłyszeli jednak "dienieg niet". I pewnie nie dostaliby rzeczywiście nawet rubla, gdyby nie niefortunna wypowiedź Miedwiediewa.


Emerytom wyjaśnił, że wypłata styczniowa nie przekreśli normalnej rewaloryzacji w 2017 r. odpowiedniej do poziomu inflacji w 2016 r. (będzie ona kosztować budżet 270 miliardów rubli, bo inflacja niewiele przekracza 6%). Jednorazowa wypłata nie będzie jednak wliczana do podstawy emerytury, co pozwoli sporo rządowi zaoszczędzić. Dochody państwa spadły w tym roku o 11%, zapowiada się, że w porównaniu z założeniami budżetowymi będzie mniej o 1,5 biliona rubli, deficyt przekroczy 3% budżetu; o 174 miliardów zmalały wpływy z ichniejszego ZUS, czyli pieniędzy na 2 półroczną rewaloryzację emerytur w 2016 r. rzeczywiście było brak. A jeszcze we wrześniu – szkoła i obiecane nauczycielom podwyżki, budynki, bezpłatne podręczniki…Komu zabrać? Cena nafty co prawda przekroczyła 50 USD za baryłkę, ale budżet równoważy się przy 80 USD. Czy krymska deklaracja Miedwiediewa "dienieg niet" przyczyniła się do tego, że jakiś ułamek z przyznanych im ustawowo pieniędzy, wprawdzie pół roku po terminie, ale emeryci dostaną? Wygląda, że tak.
Komentarze
Prześlij komentarz