Wszyscy (no,
prawie wszyscy) znamy piosenkę Aleksandra Gorodnickiego o Senegalu, a ściślej o żonie francuskiego ambasadora, z refrenem „ A w Senegalie, bratcy w Senegalie, ja takije widieł czudiesa -- krokodiły, pal’my, baobaby i żena francuskogo
posła”. Ponoć dopiero dzięki niej o Senegalu usłyszało po raz pierwszy wielu
Rosjan. Wiemy też, że na tegorocznym mundialu Senegalczycy zwyciężyli naszą
drużynę, dzięki czemu dopiero z kolei
usłyszało o tym kraju wielu Polaków. I
właśnie w okolicznościach związanych z mundialem przydarzyła się barwna
historia, mówiąca wiele o obu krajach.
Rosję z okazji Mundialu odwiedził prezydent republiki Senegal -- Macky Sall, ze swoimi ministrami. Gdy jednak dostojni goście wysiedli z samolotu -- okazało się, że nie ma ani zapowiedzianej
limuzyny, ani mikrobusów dla ministrów. Piechotą – daleko, a komunikacją
miejską – dyshonor! Prezydent poczerwieniał, wściekł się, sklął głośno od
ostatnich swoich dyplomatów, Ci rzucili
się do telefonów usiłując połączyć się z opłaconą przez nich firmą transportową, ale telefony
milczały. W końcu marny, bo marny, ale jakiś transport gościom na czas wizyty załatwiono. I nawet spotkali
się z Putinem.
Prezydent Senegalu Macky Sall |
A wszystko przez kobietę.
W drogiej restauracji jeden z dyplomatów Senegalu zawarł znajomość z czarującą rosyjska
Heleną, która przedstawiła się jako zarządzająca spotkaniami biznesowymi i
oczywiście obiecała przedstawicielowi Senegala pomoc w każdej sytuacji. Gdy więc ambasador
potrzebował dla dostojnych gości odpowiedniego transportu
piękna Helena przedstawiła cud ofertę swego szefa Andrieja, zawarła umowy (pisemne) i
pobrała prawie 1,6 mln rubli i 2500 euro opłaty, po czym znikła. Cała umowa
okazała się fikcyjna, firma zajmowała się dezynfekcją i deratyzacją, samochody należały do kogoś innego, a Senegalczyków wyrolowano. Po mundialu zgłosili więc sprawę na policję, ta zaś skargę odrzuciła z braku cech przestępstwa.
Senegalczycy zrezygnowali w końcu z pretensji, dochodzenia, byle im zwrócono chociaż część
pieniędzy, jednak i to bez skutku. W Rosji cienka granica dzieli niewywiązanie
się z umowy, które podlega kodeksowi cywilnemu (i długotrwałym procedurom dochodzeniowym) od
świadomego oszustwa podpadającego pod kodeks karny. I tak czarni
dżentelmeni zostali bez odpowiedniego
transportu i pieniędzy, wpłacone pieniądze znikły bez śladu, w dodatku mają przechlapane
u swoich władz. Za moich czasów mówiło
się, jedni mają pieniądze, drudzy – doświadczenie, po czym następuje zamiana. Sprawę
zgłoszono do prokuratury, ale do jej końca daleko. Prezydenta Senegalu cholera jasna
bierze, ale w końcu Rosja musi się jakoś różnić od Senegalu.
Komentarze
Prześlij komentarz