Nowaja Gazeta poprosiła o
ocenę rosyjskich sądów Jurija Kostanowa, przewodniczącego moskiewskiego kolegium
prawników „Adwokackie Partnerstwo” i członka Rady ds. Praw Człowieka przy
prezydencie. Jego zdaniem, sądom tym
obca jest rzymska zasada "nie ma kary bez przestępstwa i przestępstwa
bez kary”, raczej kierują się dewizą „to
nie my będziemy siedzieć w więzieniu”. Sam Putin interweniował, gdy za przestępstwo
uznano napisanie skargi do wyższej instancji. Sądy mają kłopoty nawet z formalną stroną procesu. Jak prokurator przebywa akurat na urlopie, przewodniczący radzi protokolantowi – nie piszcie, że na procesie go nie było, albo zaznaczcie, że oskarżająca strona nie zgłosiła skarg na
brak śledczych i prokuratora. Kostanow
opisał parę znanych mu przypadków działania moskiewskich sądów. Niejaki Cyryl K. do późnej nocy gadał ze znajomym w jego mieszkaniu. Jak
wyszedł gospodarza obrabowało dwoje uzbrojonych ludzi. Za napad z bronią 9,5 lat kolonii zaliczył jednak
Cyryl K., bo tak stwierdzili śledczy. Tak, bo tak. Wideo
z kamery sąd nie zobaczył, poprzestając na wierze w słowo skarżących, (sfabrykowane) przyznanie się oskarżonego – też nie chciał
uwzględnić, choć Ci co je widzieli kwestionowali autentyczność podpisu.
Obserwując wideo z innego
procesu tegoż sądu Kostanow był świadkiem, jak sąd nie chciał dopuścić dowodu w formie pisemnego przyznania
się oskarżonego (choć ten
kwestionował jego autentyczność), po czym zabronił to zaprotokołować.
Nam się podobała sprawa pułkownika C. Pułkownikowi polecono ukrócić złodziejstwo
sprzętu wojskowego i zadbać o jego
ochronę. I rzeczywiście to zrobił, czym naruszył interesy poprzedników i zaprzyjaźnionych z nimi śledczych i sędziów.
Gdy
więc zapowiadał się jego awans na
generała wytoczono mu 3 procesy. Pierwszy o uszkodzony dach nad magazynem. Przypomniano sobie, że
parę lat wcześniej kazał wymienić przeciekający dach, gdy więc niedawno, po paru latach śnieżyca dach uszkodziła wytoczono mu proces „o
przekroczenie uprawnień”. Jeszcze lepsze są dwa
kolejne oskarżenia. Otóż
chodzi o teściową i kradzież 9,5 m kw.
służbowego mieszkania. Śledczy z całą powagą do sądu wojskowego wnieśli
sprawę o kradzież najpierw 9,5 a potem 2,5 m kw. mieszkania. Po prostu pułkownik do rodziny zaliczył teściową, więc przyznano
mu z tej racji większe mieszkanie. A teściowa, zdaniem sadu, to nie rodzina. Jak mógł te metry ukraść skoro mieszkanie nadal pozostawało
służbowe? A jeżeli ukradł to (zgodnie z definicją kradzieży) powinien ukryć te 7 m kw., bo kolejne mieszkanie oznaczało kradzież nieco mniejszą -- 2,5
m. Do wyroku nie doszło -- skończyło się uznaniem braku cech
przestępstwa, ale z awansu pułkownika oczywiście nici. Swoją drogą jeżeli już najzawziętsi wrogowie
musieli odwoływać się do tak dętych oskarżeń, to ten pułkownik musiał być
prawie święty jak na rosyjskie realia.
Komentarze
Prześlij komentarz