
Na temat
niezwykłej popularności wystawy Sierowa
wypowiedział się znany felietonista rosyjski Maksym Kononienko (zdjęcie obok).
O wielogodzinnej kolejce i niezwykłych zdarzeniach w
Internecie krążyły legendy. Złośliwi sugerowali, że wobec zapowiadających się
kłopotów gospodarczych ludzie chcieli podziwiać brzoskwinie choć na obrazku,
uśmiercono parę kolejkowiczów, paru z kolei – powołano na świat.

Niepotrzebnie,
bo rzeczywistość sama w sobie była
sensacyjna – wyłamane drzwi, zniszczone pomieszczenie, bójki kolejkowiczów
oraz dodatkowa ochrona milicyjna kojarzy się bardziej z meczem futbolowym niż
świątynią sztuki. Pół miliona chętnych do obejrzenia obrazów, których znaczna część
wisi spokojnie od lat w Galerii Trietiakowskiej
i będzie tam nadal po zamknięciu wystawy,
nie budząc zresztą specjalnych emocji odwiedzających, to jednak coś
nowego w Rosji. Wprawdzie wiele płócien
sprowadzono z innych muzeów, a niektóre grafiki i pastele są rzadko
pokazywane ze względu na osypywanie się farb, ale i tak trudno
wytłumaczyć skąd aż takie emocje i zainteresowanie. Czy chodzi o narodową
identyfikację, czy o tęsknotę za Rosją,
którą po rewolucji utracono? Nie wiadomo.
Jednak – jak podkreśla
Kononienko –
jeżeli już ktoś nie tylko zachwycał się obrazami, ale przeczytał tabliczki
opisujące losy sportretowanych osób miał
okazję się dowiedzieć, że prawie wszyscy oni albo znaleźli się na emigracji,
albo zostali od razu rozstrzelani, albo zginęli w łagrach. A może po prostu
tłumy marzły godzinami do późnej nocy ponieważ tęsknią za słońcem
rozświetlającym obrazy Sierowa, tak potrzebnym tej jesieni zasnutej chmurną
perspektywą przyszłości kraju? Autor podsumowuje wywody stwierdzeniem, że właściwie miłość do sztuki
to piękny trend, tyle, choć może lepiej przy okazji nie wyłamywać drzwi i nie niszczyć
pomieszczeń?
Komentarze
Prześlij komentarz