
Murmańsk kojarzy się nam z II wojną światową. To niezamarzający port nad Zatoką Kolską -- w 1940 r. -- baza niemieckich okrętów podwodnych, po 22.06. 1941 -- punkt docelowy konwojów alianckich. Nagle okazało się, że to miasto zaczęło pełnić rolę francuskiego Calais, a ściślej punktu przerzutu imigrantów pod granicę fińską. Rosjanie wydają im wizy na przelot z Moskwy do Murmańska, następnie zaś organizują przejazd koleją do miejscowości Kandałaksza nad granicą z Finlandią. Nie ma mowy o rowerach -- zgodnie z wymaganiami Finów mają być auta osobowe. Przepuszczane są po dwa na dobę z dowolną liczbą pasażerów. Nikt już nawet nie mówi, że chodzi o ofiary wojny: Hindusi, Pakistańczycy, Libijczycy zainteresowani są wyłącznie imigracją zarobkową. Póki co, zarabiają na nich Rosjanie. Z lotniska zabierani są do pociągu, a dalej muszą sobie radzić sami. Rosja to nie Niemcy i nikt im miejsc noclegowych nawet w odległej przyszłości nie zapewni. Lokalni mieszkańcy każą sobie płacić za znalezienie miejsca do spania i nocleg wysokie sumy w dolarach. Cały samochodowy złom "jeszcze na chodzie" znajduje nabywców o ile tylko rokuje przejechanie granicy. I tak na niej przecież auta zostaną. Przybysze chwalą sobie niskie ceny żywności i czekają, czekają bez końca pozbywając się stopniowo całego dobytku... Ciekawe jest stanowisko Rosji. Co zyskuje, poza wzbogacaniem swoich urzędników i obywateli kosztem szukających dostatniego życia przybyszy? Co będzie z tymi, którym skończą się fundusze? Zostaną na zawsze w Kandałaksza? Czy na pewno o taki standard życia im chodziło?
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń