Wydawało się, że zakończenie wojny o Górny Karabach z 2-5 kwietnia 2016 r. uspokoi konflikt na tym terenie. Jednak wszystko wskazuje, że w samej Armenii spory wewnętrzne nie tylko nie wygasły, ale się nasiliły. Mocno utrwalona jest tam tradycja walki partyzanckiej, protestów i zamachów – w ten sposób walczono za czasów carskich i przeciw masowym mordom Ormian przez Turków. Wrzało od lat, a władza odpowiadała terrorem: w 2008 roku 10 osób z opozycji zabito a setki aresztowano. Ostatnio powodów do niepokojów społecznych też nie brakowało.


Nazajutrz
kordon policji nie dopuścił zwolenników
opozycji na teren w pobliżu posterunku. Aresztowano wiele osób, posterunek
otoczyło wojsko, trwają negocjacje. W
potyczce zginął jeden policjant, dwóch raniono… Niezależnie od wyniku zamachu,
a raczej skończy się on jak w Turcji, Armenię nie czeka nic dobrego. W
najlepszym razie zostanie utrzymane status quo, co oznacza prześladowania
opozycji, marazm, biedę i narastający opór społeczeństwa sfrustrowanego korupcją wladzy, zdradą Moskwy i
zagrożeniem ze strony Azerbejdżanu.
Gorsze opcje to kolejna wojna, chaos i wprowadzenie wojsk rosyjskich
jako „sił pokojowych” OBWE lub „osetyzacja” czyli los Osetii tzn. faktyczna
utrata niepodległości. Przyjazne rozmowy i umowy zawierane przez Ławrowa i Obamę z prezydentem
Azerbejdżanu nie zapowiadają happy endu. Turcja, Azerbejdżan, Rosja...cóż, sąsiedztwo w ujęciu historycznym nie za bardzo im się udało, a perspektywa losów Abchazji, Osetii czy Czeczenii też nieciekawa. Eeee... kojarzy mi się hasło "Ormianie do Lwowa, Lwów do Rzeczypospolitej"... I Ormianie czuli się we Lwowie świetnie i Lwów był klejnotem koronnym Rzeczypospolitej i Europy. A co teraz? Dziś 20 lipca w całym mieście odłączono ludziom wodę i gaz...
Komentarze
Prześlij komentarz