Przejdź do głównej zawartości

1 Maja -- jako święto dacznika

 

 

 1 Maja w ZSRR
Z okazji 1 Maja Kommiersant przypomniał mniej znane, symboliczne,  oblicze tego święta w ujęciu nieco  historycznym.   Jak pamiętamy,  w ZSRR i jeszcze na początku lat 90-tych XX wieku  pochody gromadziły miliony ludzi.  Do typowych haseł typu "Proletariusze, robotnicy i chłopi łączcie się"   po przemianach doszły aktualniejsze dotyczące np. za wysokich podatków. Z czasem przemianowane na Dzień Wiosny i Pracy święto zostało potocznie określone jako dzień dacznika, czyli działkowca. I o tym pisze Kommiersant. Od końcowych lat 80-tych po początkowe 90-te XX w.  w Rosji  pogłębiał się kryzys ekonomiczny i ludziom zaczęło brakować jedzenia.  Było o wiele  gorzej niż w tym czasie w  Polsce.  Jak wspominają redaktorzy Kommiersanta,  dostawy były raz lub dwa razy dziennie i towar szybko znikał. Ponieważ sklepy zróżnicowano nawet nieco  bardziej niż  u nas i  każdy oferował jeden rodzaj produktów, więc kupno podstawowych rzeczy było nie lada wyczynem. Zakres produktów w ograniczonych ilościach na kartki,   też ogromny – obejmował dziesiątki towarów – w tym chleb, mleko, olej, masło, śmietanę, ziemniaki, papierosy, alkohole, ubranie itd. itd.  Sera przypadało np. 30 dkg na osobę miesięcznie.

Wszystko szybko wykupowano i sklepy straszyły pustymi półkami. Otwarte były zresztą tylko  do 18-tej, a w niedzielę zupełnie zamknięte. Jakość też szwankowała --  chuda i stara kura pachniała rybą, warzywa były brudne i nadgniłe, w mięsie przeważały kości.
kolejki po żywność 1991

Na ratunek przyszła władza – wychodząc ze słusznego założenia, że naród się sam wyżywi, ludziom z miast pozwolono kupować parohektarowe działki na wsi. No i właśnie 1 maja stał się symbolicznym dniem zbierania się całymi rodzinami na wieś.  Nauczyciele i uczniowie, urzędnicy i bibliotekarze,  szykowali łopaty, grabie i sadzonki każdą wolną chwilę przeznaczając na kopanie drogo kupionego kawałka ziemi gdzieś  nad Wołgą. Na tym nie koniec. Jak pamiętamy z dzieciństwa wraży Amerykanie usiłowali nas zagłodzić zrzucając stonkę ziemniaczaną.  Rosjan oczywiście też. Tak więc od dzieci po staruszków miastowa ludność spędzała każdą wolną chwilę na wsi,  w upał i deszcz pieląc grządki, podlewając je i  zbierając ręcznie tę cholerną stonkę, bo środki ochrony roślin były niedostępne. (Nota bene, moja klasa w PRL też ją  zbierała). Jeszcze w 2014 r. słuchałam w telewizji o całych rosyjskich  miastach wyruszających  na wykopki, by zapewnić rodzinom ziemniaki.  Z czasem sytuacja się poprawiała. Dziś dacza bardziej  kojarzy się Rosjanom  nie z własnoręcznie hodowanymi  ziemniakami, pomidorami, ogórkami  lecz z grillem i wypoczynkiem. Tak więc i wiosna  rozpoczynająca się  symbolicznie 1 maja  Dniem Wiosny i Pracy  nie oznacza początku przygotowań do  walki o przeżycie zimy.W każdym razie naród się sam wyżywił.


 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

Komentarze