Przejdź do głównej zawartości

Wrażliwe sumienia szpiegów rosyjskich....



Agencja „Interfax” podała, że według jej źródeł  ex pułkownik Aleksander Potiejew nie żyje. Urodzony w 1952 r. na Białorusi Pułkownik ukończył szkołę KGB i od 1970 r. był zatrudniony jako rosyjski szpieg, początkowo w grupie KGB „Zenit” w Afganistanie (zdjęcie obok), potem w SWR (Służba Wywiadu Zagranicznego) w wielu krajach zachodnich. W ostatnich latach kierował 10 osobową grupą szpiegów rosyjskich, którą wydał w 2011 r. Amerykanom (m.in. sprawa Anny Wasiljewny Kuszczenko vel Anny Chapman; patrz zdjęcie). Wojenny sąd okręgu moskiewskiego skazał go zaocznie na dożywocie, pozbawienie stopnia wojskowego i odznaczeń oraz karę pieniężną.  Putin, jak twierdzi jego otoczenie, nie krępował się (nie stiesniałsja) w wyrażaniu swojej opinii na temat tej zdrady. Oficjalnie wówczas  jednak tylko stwierdził „przeszedł na drugą stronę, czeka go zwrotna zapłata”, dodał, że ”trudno pułkownikowi zazdrościć, bo zdrajcy zawsze źle kończą”.


Jak wygląda oficjalny komunikat Kremla sformułowany dzisiaj (7 lipca) przez jego rzecznika Dmitrija Pieskowa?  Pieskow wyraził obawę, że USA przypiszą Kremlowi zabójstwo Potiejewa i uruchomią „wrogą propagandę”. Pytany o opinię Putina odrzekł „to nie jest problem ani prezydenta ani Kremla”. Równocześnie sformułował podejrzenie, że wiadomość o  śmierci może być manewrem mającym chronić Potiejewa przed zemstą Rosjan. Sprawa poruszyła opinię publiczną w Rosji. W ciągu paru godzin Internet zalały setki informacji dotyczących zarówno działań  pułkownika jak dziesiątków innych afer szpiegowskich  z udziałem Rosjan, którzy zdradzili kraj. TASS ostrzegł, że los zdrajców Rosji  nie oszczędza, po prostu  zżerają ich wyrzuty sumienia  – a to dotkną nieizolowanego przewodu, to udławią się kawałkiem mięsa, to jacyś wrogowie ich otrują polonem. (Zresztą, nota bene,  nie tylko szpiegów – Galicza też zabiło niesprawne urządzenie elektryczne.  Wrogowie Rosji podejrzewają jednak, że gdyby śpiewał o niezwyciężonej armii ZSRR, to żyłby pewnie do dziś). Rosja oczywiście nie ma z tymi przypadkami nic wspólnego. Niektóre gazety wspominają o specjalnej grupie wysyłanej przez rząd jeszcze  radziecki, by zabić zdrajców, podając przykłady jej działań od  1921 r. do lat 60-tych XX w.  Ostatnio (przynajmniej oficjalnie) nie zabija się szpiegów, ale się ich  wymienia, a za zdrajcami nie wysyła się grup likwidacyjnych. Przeprowadzona pospiesznie ankieta wykazała, że mieszkańcy Moskwy nie mieliby litości dla zdrajców Rosji i Potiejewa skazali by na śmierć.
 A swoją drogą, dlaczego wiernie służący Rosji przez ponad 30 lat pułkownik postanowił „zmienić stronę”, przenieść rodzinę do Ameryki  i to ponoć, według niektórych źródeł, co się Rosjanom nie mieści w głowie, zdradził za darmo? Właściwie czekała go spokojna starość, a nawet – być może – możliwość osiedlenia się poza Rosją. Rozczarowanie ideowe? Walka wywiadów? Brak wyników? Jakieś lewe interesy finansowe, patrząc na losy Anodiny, by mu darowano: choć okradła ojczyznę na miliony USD żyje spokojnie we Francji.  Oficjalna wersja Kremla w sprawie Poteewa, ogłoszona dzień później,  brzmi "dopóki nie zobaczymy  zmarłego pułkownika, nie uwierzymy i nadal będziemy szukać Potiejewa" (ciekawe, po co?). Przy okazji dodano, że Amerykanom już nie jest potrzebny, bo wszystko powiedział. W Wiestiach  przypomniano tragiczne  losy zdrajców: generał Trietiakow udławił się kawałkiem mięsa, zastępca sekretarza ONZ zmarł na marskość wątroby a Oleg Kaługin został szoferem i klepie biedę. A wszystko z powodu cierpień duchowych  wynikających ze zdrady... No chyba, że jak Snowden zdradza się właściwy kraj.

Komentarze