foodsharing. Głównie reklamują go ekolodzy zmartwieni wyczerpywaniem się zasobów ziemi i degradacją planety. Chodzi o darmowe przekazywanie ludziom jeszcze przydatnej, ale bliskiej przeterminowania żywności. Celem jest oczywiście wykorzystanie żywności niepotrzebnej bogatym, a nie nakarmienie głodnych. Korzystają z akcji sztandarowi obrońcy przyrody, ale też niekiedy ubodzy, np. w charytatywnych jadłodalniach. Entuzjaści społeczni z ruchów ekologicznych od 2016 r. realizują podobną akcję również w Rosji. Na swoich stronach www prezentują ofertę pozyskanych produktów udostępnianych potem darmo. Zapotrzebowanie dotąd było niewielkie, może dlatego, że ten kogo było stać na dostęp do sieci, na ogół nie głodował. Głównie nabywano produkty tzw. drugiej potrzeby. O tym jak sytuacja w Rosji zmieniła się po pandemii w Nowej Gazietie pisze Anastasija Mironowa
https://novayagazeta.ru/articles/2020/06/25/86013-prosto-kushat-hochetsya-pravda. Teraz coraz częściej w prośbach o żywność pojawia się tekst „jestem głodna/ny, bardzo chcę jeść”. I piszą to ludzie stosunkowo młodzi, wykształceni, chętni do pracy, często zatrudnieni dorywczo, nie z prowincji, lecz z Moskwy i Petersburga. Zwolniono ich w związku z covidem, mieszkają w wynajętych lokalach lub spłacają kredyty mieszkaniowe. Jeżeli nawet pozyskują jakieś pieniądze z trudem starcza im ich na czynsz i opłaty komunalne. Nie pracują od trzech miesięcy. Typowa prośba to „skończyły się oszczędności, nie wiadomo kiedy zapłacą zapomogę, jeśli to możliwe, podzielcie się ze mną jedzeniem. W priorytecie kasza i warzywa”. Wszyscy proszący szukają pracy, ogłaszają chęć podjęcia się każdej roboty. Nie ma wypłat pensji lub wypowiedziano im pracę, a tu opłaty za lokal, prąd, dzieci głodne. Piszą: „ wychowuję samotnie 2 niepełnosprawnych dzieci, proszę o pomoc, nawet niewielką – olej, warzywa, kartofle, jak można dla dzieci twarożki i jogurty, jajka”, „mam 2 dzieci, teoretycznie firmę, w rzeczywistości nie mam nic – wezmę wszystko”, „brak nam jedzenia, w rodzinie nas czworo, nie mamy ojca”, „zjemy wszystko, nawet po terminie ważności”. Dziecko paroletnie pisze: „mogę piechotą sama zabrać produkty (11 km), nawet przeterminowane i dać mamie, wszystko mogę robić – prać, sprzątać, prasować.” Rady Internautów odpowiadają sytuacji – sprzedać co tylko można (jeżeli jest co), a jak nie – oddać za pieniądze krew i plazmę (jeżeli mamy trochę sił), a poza tym – rosyjski naród silny, nie takie trudności przetrzymał. Tyle, że w Moskwie i Petersburgu trudno posadzić ziemniaki. Ruch foodsharingu zderzył się z realiami okresu po covidzie w Rosji. Chcą chronić ziemię, to akcja społeczna, nie charytatywna, z punktu widzenia jej twórców nie ma znaczenia kto dostanie produkty. Chodzi o to, aby bogaci nie kupowali rzeczy niepotrzebnych, które potem wyrzucają, a nie żeby było co zjeść. Miała być lekcja ekologii dla mających nadmiar jedzenia, wyszło co wyszło.
Komentarze
Prześlij komentarz