Przejdź do głównej zawartości

Białoruś, Rosja, Polska...



 Sytuacja na Białorusi jest niepewna. Julia Łatynina na blogu Echa Moskwy omawia represje władzy.  Rzeczywiście wygląda, że Łukaszenka albo zwodzony przez otoczenie nie orientuje się w skali protestu, albo decyduje się na utrzymanie władzy wbrew narodowi korzystając z brutalności resortów siłowych.  Protesty są pokojowe, co na razie chętnym  utrudnia decyzje o ewentualnym strzelaniu.  W każdym razie najprawdopodobniej wybory sfałszowano. Na ulice wyszło nie 7 tys., a parę setek tysięcy ludzi, strajkuje 25 przedsiębiorstw, w tym 6 wielkich. Ichniejsza policja przez parę dni  biła, strzelała gumowymi kulami,  aresztowała i poniżała kogo popadnie poczynając od przypadkowych przechodniów i dzieci a kończąc na babciach kibicujących protestującym  na balkonach. Aresztowani pozostawali przez dobę bez jedzenia i picia, kazano im klęczeć, klaskać z rękami w górze, organizowano znane nam  sprzed pół wieku „ścieżki zdrowia”,   przy okazji  okradano z telefonów, smartfonów i co cenniejszych rzeczy.  Protesty trwają i wyraźnie nie tylko nie są wspierane z zewnątrz, ale odwrotnie – lekceważone.  Nie widać w Mińsku przedstawicieli wiodących światowych  stacji telewizyjnych, a informacje na temat wydarzeń na Białorusi nie przebiły się na istotne miejsce w ich serwisach. Łukaszenka jest przekonany, że opanował sytuację.
. Pobicia uznał za sfingowane na rzecz mediów, protesty za sprowokowane przez zagranicę,  głównie  przez  Polskę i Litwę, ludzi pobił i  zastraszył,  duchownym kazał siedzieć cicho. Język rosyjski nadal ma być państwowym – „niech każdy mówi jak chce” (tzn. po rosyjsku lub białorusku),   MWD i KGB mają „pilnować porządku”.  Jeżeli policjanci „popełnili błędy”  ludzie powinni im  wybaczyć. Groźbę dla  Białorusi stanowią wyłącznie  Polacy, którzy, zdaniem prezydenta, chcą zająć zbrojnie obwód Grodna uznawany przez nich za wschodnie rubieże Polski i następnie  „rozpalonym żelazem wypalić wszystko co białoruskie”.  Łukaszenka kreuje się na obrońcę „suwerennej Białorusi, gdzie spokojnie żyją różne narodowości”.   Wojska są kierowane na granicę z Polską, a nie z Rosją. Wyraźnie Łukaszenko grozi swoim ludziom wojskowym  atakiem ze strony Polski i NATO i w razie zamieszek czy strzelaniny  Polsce przypisze ich inspirację.  W kraju od poniedziałku wszystkie strajkujące fabryki zostaną zamknięte, a ludzie zwolnieni. Przyjmować ich ponownie do pracy będą ludzie Łukaszenki.  Nie ma (wg prezydenta)  sprawy z produkcją, bo w trosce o ludzi  Białoruś zatrudnia nadmiar pracowników.

strajk białoruskich  robotników
 Co na to Rosja?  Sterowane odgórnie media nie opowiadają się po żadnej ze stron,  a ściślej -- dopuszczają rozbieżne oceny stron konfliktu, co świadczy najlepiej, że Kreml nie wydał jednoznacznych instrukcji. Opozycja w Rosji  (mniej czy bardziej legalna) stoi oczywiście po stronie protestujących Białorusinów.  Agencje zachodnie też różnie oceniają sytuację. Reuters, powołując się na swoje źródła w Kremlu,  uważa, że Łukaszenka utrzyma władzę,  zwłaszcza, że  Cichanouska wyjechała i  nie robi wrażenia mocnej osobowości zdolnej zorganizować opozycję.  Ze starcia obecny prezydent  wyjdzie jednak osłabiony i zagrożony, więc będzie zmuszony zaakceptować silną integrację Białorusi z Rosją. Z kolei Bloomberg twierdzi, że Kreml nie zmartwi się, gdy władzę straci Łukaszenka i z jego przeciwnikami porozumie się nie gorzej niż z nim samym,  cały ten bunt wynika ze zmęczenia rządami Łukaszenki, a nie z niechęci do  Moskwy. Wg  Konstantinowa, po wielu  latach rusyfikacji  co najmniej część Białorusinów czuje się Rosjanami. Dla Rosji jest to świetna okazja do zrobienia z Białorusi kolejnej swojej  republiki. Konstantinow uważa, że los Łukaszenki jest przesądzony -- Kreml usunie go za rok lub dwa.  W Polsce wszystkie partie – od komunistów  do PiS -- stoją po stronie  opozycji i oburzają się na bestialstwo zbirów Łukaszenki.  Szumu narobił Tomasz Sommer, który wpisał się w  narrację Łukaszenki tekstem, że w razie rozpadu Białorusi Polska powinna przejąć Grodno.  Oczywiście Białorusi grozi nie rozpad,  lecz zajęcie przez Rosję i już widzimy jak Putin na tyle nas kocha, by po jej aneksji nam darmo darować Grodno, abyśmy mogli je  sobie spolonizować i może jeszcze zaprosić tam wojska amerykańskie. Co gorsza, choć Łukaszence należy się kara za brutalne działania, sankcje UE wobec Białorusi spowodują jej większą jeszcze zależność od Rosji, a już obecnie to jej główny partner handlowy. Białoruś eksportuje żywność, środki transportu i traktory, a na wszystko to trudno znaleźć chętnych na Zachodzie.  Nie wiadomo też czy ewentualny nowy, demokratycznie wybrany  rząd, postraszony wojną,  nie opowie się za pełniejszą integracją z Rosją.  Cichanouska nie jest politykiem, a o jej sztabie niewiele wiadomo. Osobiście na tyle jej zagrożono,  że deklaruje wycofanie się z polityki, jeżeli już to jest symbolem, nie przywódcą. Na  same wybory też może wpłynąć Moskwa.  Białoruś nie ma kart,   z Putinem przegrywali wytrawni politycy. Opozycja nie ma wybitnych ludzi, a zwykłych -- można będzie z czasem  stopniowo zastraszyć.   Pozostaje nam modlitwa, aby granica z Rosją pozostała nieco dalej.
P.S.  Do opozycyjnej wobec Łukaszenki rady Koordynacyjnej należy noblistka -- Swietłana Aleksiejewicz. Prorosyjski Andriej Konstantinow z Fontanki określa ją mianem jędzy i wiedźmy. Pani Swietłana optowała ostatnio za tym, aby na Ukrainie obowiązywał wyłącznie jako język państwowy -- ukraiński. Domyślnie -- również z czasem na Białorusi białoruski. Marzący o wielkomocarstwowej Rosji Konstantinow złośliwie wypomina, że sama nagrodzone noblem dzieła pisała jednak po rosyjsku.







Komentarze