Prigożyn i jego prywatna armia niby i są i ich nie ma. W Petersburgu ogromny neon informuje, że dwudziestoczteropiętrowe centrum biznesowe wabi się CzWK Wagner, równolegle kodeks karny RF głosi, że za szkolenie żołnierzy poza strukturą armii RF grozi 15 lat więzienia. Utrzymanie tej prywatnej armii kosztowało już w 2016 r. budżet państwa 10 mld rubli rocznie, a jeżeli nawet finansuje ją też Prigożyn, to z pieniędzy ukradzionych z dostaw żywności do armii. CzWK oficjalnie nie jest usytuowana w strukturach ministerstwa obrony, choć po cichu podlega Zarządowi Generalnemu Sztabu Głównego Sił Zbrojnych RF. We wrześniu b.r. najpierw sąd moskiewski uznał za niewiarygodną opinię dziennikarza z Echa Moskwy, że CzWK Wagner należy do Prigożyna, potem, jeszcze w tymże miesiącu, sam Prigożyn oznajmił publicznie, że to jego ludzie i jego armia.
Dochodzi do tego wyraźna wzajemna niechęć armii i Wagnerowców. Swego czasu w Syrii generał armii rosyjskiej zapewnił lotnictwo USA, że Wagnerowcy nie są Rosjanami, co spowodowało ich masakrę. Gdy zdobyli Palmirę Szojgu sobie przypisał ten sukces. Obecna wojna pogłębiła konflikty. Wagnerowcy płacą zmobilizowanym dużo więcej i solidniej niż armia: miesięcznie 250 tys. rubli (ok. 15 tys zł) i do tego wyposażenie, uzbrojenie, premie do 700 tys. rubli, lepiej też wywiązują się z ubezpieczeń na życie, mają więcej sukcesów wojskowych i mniej ich ginie. Pieniądze dają w terminie gotówką, unikają biurokracji, nie mniej są dobrze zorganizowani.
W prospekcie werbunkowym do CzWK Wagnera czytamy, że „niepobiedimaja” armia rosyjska robi lewe interesy z grupami oszustów i złodziei kosztem mobilizowanych żołnierzy. Cytujemy: „Pojawiło się wiele firm jednodniowych, które oferują zachęcające warunki, jeżeli przeanalizujemy je, większość nigdy nie będzie zrealizowana. Dlaczego? Pojawia się urząd, który werbuje na wojnę. Po zwerbowaniu odpowiedniej liczby osób urząd pobiera pieniądze za werbunek i przestaje pracować. Zmobilizowanych dostarczają na front, do dyspozycji tamtego dowództwa. Po wykonaniu zadania lub w razie konieczności wypłat (śmierć, kalectwo) nie wiadomo gdzie się zwracać po pieniądze, bo osób i urzędów, które zajmowały się werbunkiem nie ma”. Oficjalna mobilizacja w Wojenkomatach (komendach rejonowych) też niewiele gwarantuje osobom zmobilizowanym. Cytujemy dalej reklamę CzWK Wagnera: „Pomyślcie, zwykłym, zwyczajnym cywilom trzeba by nagle oferować takie same preferencje, ulgi i korzyści jakie zawodowy żołnierz ma szanse uzyskać dopiero po 5, 10 czy 20 latach służby w armii” (w domyśle: to utopia) i dalej: „zawierając ograniczony czasowy kontrakt nie wiecie, gdzie was skierują, jak zabezpieczą, ubiorą, uzbroją i jakie zadania zlecą”. Czyli tłumacząc na realia (wg Wagnerowców) dowódcy z armii mogą żołnierzy wysłać na front bez osłony artylerii, należytego ubrania i uzbrojenia do nie wiadomo jakich zadań.
Putin niedawno wniósł o zmianę kodeksu karnego – nie tylko za dezercję, ale za przedłużenie urlopu czy zerwanie kontraktu przewidziano więzienie, nie mówiąc o karach za niewykonanie rozkazu. Tymczasem Wagnerowcy w swoim prospekcie obiecują „jeżeli już uczestniczyliście w obecnej wojnie, ale wam przeszkadza niewłaściwy stosunek do was lub brak kompetencji u dowódców, gdy zerwaliście kontrakt lub uznano was za dezerterów, ale chcecie pracować i przynosić rzeczywiste korzyści, zapisujcie się do [naszej] Kompanii” .
Aż nasuwają
się pytania, od kiedy to żołnierz na
wojnie może oceniać kompetencje dowódców,
ich działania? Dowództwo jednej jednostki chce, aby w armii żołnierze oceniali swoich
komendantów? I jedna jednostka obiecuje chronić dezerterów z drugiej? Co na to armia? Jeżeli cytowane wypowiedzi nie są "dyskredytacją armii", to co nią jest? Poniżej tekst zamieszczonego w sieci prospektu reklamującego wstąpienie do formacji CzWK Wagner. 52 komentarze czytelników wspierają grupę.
Komentarze
Prześlij komentarz