Przejdź do głównej zawartości

Granica polsko-chińska?

Rosjanie wydaje się, że rzeczywiście zatracają tzw. instynkt samozachowawczy, a  ściślej, sami zaczynają powoli  siebie uważać za wasala Chin. Uzależnili się gospodarczo - swoje surowce sprzedają  Chinom ze znaczna ulgą, sami  bez dostaw produkcji i technologii chińskiej mieliby poważne  kłopoty, coraz większą rolę gra też w Rosji chińska waluta, co pachnie zależnością finansową. Już 60% ich "fonda błagapołuczja", czyli rezerwy finansowej jest w juanach, a obywatele mają ponad 138 mld dolarów oszczędności w tej walucie.  Wprowadzają dziwne ustawy -  Chińczycy mogą dzierżawić przygraniczne tereny rosyjskie  przez 49 lat.

Teraz jeszcze coraz szerzej w Rosji wprowadzają naukę języka chińskiego.  Ostatnia decyzja to obowiązkowa od 2023 roku nauka języka chińskiego na Moskiewskim Uniwersytecie Fizyczno-Chemicznym (MFTI), czyli na politechnice moskiewskiej. Zrezygnowano tam  z lektoratów hiszpańskiego, niemieckiego i francuskiego, chociaż przecież  np. język  hiszpański  i portugalski  jest powszechny w bliskiej im Ameryce Południowej.  Nie przewidziano w roku akademickim 2023/24  zapisów na kursy nauczania tych języków, można tylko dokończyć naukę.  W zamian obowiązuje po 2 godziny nauki chińskiego i angielskiego. I starczy.  Skargi ze strony studentów i dotychczasowych lektorów pozostają bez echa.    Język angielski stał się międzynarodowym, jak kiedyś łacina. Od wieków jednak słabsze cywilizacyjnie lub zależne  kraje przyjmowały język silniejszych.  W Chinach   nie wprowadza się obowiązkowej nauki języka rosyjskiego, nie handluje się w walucie rosyjskiej i nie uzależnia się Chin gospodarczo od Rosji. Chińczycy uczą się angielskiego.

Studenci MFTI nie chcą uczyć się chińskiego. Język jest trudny, jego zapis jeszcze trudniejszy, dwie godziny lektoratu to niewiele czasu.  Czyżby należało zacząć znowu śpiewać "Nie oddamy Chinom Związku Radzieckiego"  i mapy granicy polsko-chińskiej wstępnie  zyskały aprobatę Putina?

Komentarze