Przejdź do głównej zawartości

Bombardowań Kijowa nie będzie

 

Pisaliśmy już, że Rosjanie inaczej potraktowali temat ewentualnej wojny z Ukrainą niż reszta świata (Pokojowe rakiety i bojowe kombajny; 219.01.2002). –  Po okresie straszenia świata, gdzie Żyrynowski oznajmiał „spłonie pół Europy i pół Ameryki” , „żadnej Ukrainy nie będzie”, media orzekły, że mowy nie ma o ataku na braci Słowian, aby potem oskarżać, że  Zachód „uległ histerii na temat mitycznego zajmowania Ukrainy” ( dzisiaj -- 1 kanał tv). Zgromadzenie wojsk nad granicą, a zwłaszcza nakaz ewakuacji  przez Zachód swoich obywateli i wycofanie doradców wojskowych  nawet nas zaniepokoiły, choć byliśmy i jesteśmy przekonani, że żadnej krwawej wojny nie będzie. 

 Ładnie  zebrała argumenty  Łatynina na YouTube.  Z Afganistanu Amerykanie wyjechali w popłochu, Europa ma zależeć od rosyjskiego gazu, NATO niespójne,  nawet Chiny chętnie widziałyby okazję do zaatakowania Tajwanu.Nie  było dotąd lepszej okazji do zademonstrowania siły  Rosji. No to Putin zalicytował, korzystając z opinii o swojej  nieprzewidywalności,  może nie słowami Żyrynowskiego, ale w formie ultimatum: Ukraina nigdy nie będzie w NATO,  niech powróci stan z lat 90-tych itp. Skorzystał z kłopotów Łukaszenki i wprowadził na granicę wojsko. Administracji Bidena to było na rękę.  Ona też nie wierzyła w wojnę atomową. Niewielkie walki graniczne z Ukrainą   Ameryce  nie wadziły,  dostała w zamian znakomitą okazję, aby po Afganistanie poprawić nadszarpniętą reputację i przelicytować Putina strasząc tragiczną  krwawą wojną,  bombardowaniem Kijowa tak, że  po 48 godz.  zostaną z niego zgliszcza.  Uratowano świat!  Przy okazji Biden pokazał Europie, gdzie jej miejsce. Przywódcy UE dogadywali się z Putinem, cicho  obiecując wszelkie ustępstwa polityczne dla zapobieżenia wojnie, i głośniej obiecywali wsparcie Ukrainie dostarczając  jej broń lub… hełmy.  Jeżeli już NATO miałoby kiedyś  bić się z Rosją, to Ukraina jest jakimś rozwiązaniem – zabijać Rosjan w jego imieniu  będą obcy żołnierze kraju nienależącego do NATO  na obcym terytorium, daleko od USA . Z Ukrainy bliżej do Moskwy niż do Waszyngtonu. Wprawdzie za oddanie atomu Ukrainie obiecano obronę…ale to było dawno.

 Wróćmy do argumentów Łatyniny.  W Rosji panuje system oligarchiczny, politycy i biznesmeni  swoje dobra trzymają na Zachodzie, tam kształcą dzieci, tam mają interesy. Wojna zawsze grozi odebraniem nagromadzonej własności. Putin lubi przechwalać się  zwycięstwami i nie przyznawać się do porażek: DNR i ŁNR zdobywali ochotnicy, Krym – zielone ludziki.  Wojskowe klęski w Libii i Syrii ukryto przed mediami w Rosji. Od kiedy to obce mocarstwo ustala termin ataku innego państwa? A i Rosja zawsze atakuje bez zapowiedzi. Wbrew  specjalistom zachodnim zdobycie Kijowa nie zapowiada się łatwo. Drony tureckie w Libii okazały się nawet sprawniejsze od rosyjskich. Wojna oznacza śmierć i rany własnych ludzi, a Rosja staje się powoli krajem jedynaków. Nie ma też gwarancji, że będzie to wojna wygrana i lokalna. A tak Biden i UE bez jednego strzału zwyciężyły  wszechmocnego Putina i okazały swą wielkość. Cały świat drży przed  Rosją i prosi o zmiłowanie, ale wg jej propagandy to histeria! My jesteśmy pokojowym krajem, nikomu nie zagrażamy. Manewry wynikają z obaw przed NATO i Ukrainą! Tyle wojna hybrydowa i retoryka.  Atak hybrydowy na Ukrainę może poprzedzać realny, ale nie musi, bywało różnie. Putinowi chodzi o ustalenia mińskie.  Republiki Donecką i Ługańską Rosja zdobyła zbrojnie dokonując zabójstw,  rabunków i formując kierowany z Moskwy rząd separatystyczny. Nadanie im autonomii  w ramach Ukrainy pozwoliłoby Rosjanom na dowolne przekraczanie granicy przez zielonych ludzików  i ich  wejście w głąb Ukrainy. Podsumowując – nie wierzymy w bombardowanie  Ukrainy i krwawe walki w Kijowie, jednak wojna hybrydowa (propaganda, ataki hakerskie, prowokacje, zabójstwa, podpalenia,  zamachy,  incydenty zbrojne i co tam KGB wymyśli) – jak najbardziej.  Wszystko wskazuje też na kolejne walki w Donbasie. Już mowa o ludobójstwie, przed którym jedynym ratunkiem jest Rosja. A to już można podłączyć pod konflikt wewnętrzny. 

Co do „ruskiego mira” czyli braterstwa Słowian, braterstwo jak braterstwo, ale pewne pokrewieństwo kulturowe istnieje, Ukraińcom konserwatywny sposób myślenia  bliższy jest niż ideologia diversity i LGBT, przez ich lata kariera wiązała się z Rosją, a uczestnictwo w kulturze – z kulturą rosyjską. Nie mniej teraz Rosja nie ma dla nich oferty ani politycznej, ani kulturowej ani ekonomicznej, na dodatek trwająca od  lat wojna (realna i propagandowa)  ulokowała ją w roli znienawidzonego wroga.

 

 

Komentarze