Przejdź do głównej zawartości

Ewakuacja i mobilizacja, czyli nas tam nie ma

 

 

 Puszylin ogłasza ewakuację i mobilizację
18 lutego,  Rosja (teoretycznie  władze DNR i ŁNR, czyli samozwańczych republik), niepodziewanie ogłosiła ewakuację ludności cywilnej, tzn. nie nadającej się do wojska (kobiet, dzieci, emerytów) do obwodu rostowskiego.  Mężczyźni w wieku 18 do 55 lat  muszą (wg władzy) bronić swoich  republik, więc wyjechać nie mogli, nawet gdyby chcieli.  Na razie władze  chcą wywieźć  700 tys. pozostałych  ludzi, docelowo -- ponad milion.  Kreml oficjalnie o tym nie wiedział i się zdziwił,  tzn.  Pieskow oznajmił, że nie wie o co chodzi,   jest to  bowiem samodzielna decyzja władz DNR i ŁNR.  Obwód rostowski  przygotował się na przyjęcie uchodźców.   Władze kilku innych obwodów rosyjskich też zgłosiły gotowość do przyjęcia setek tysięcy ludzi.  Czekają na nich nie tylko w rostowskim lecz też w obwodach czelabińskim, kirowskim, saratowskim i kałuskim. Opuszczający nagle domy  ludzie   dostaną jednorazowe wypłaty  10 tys. rubli (ok. 500 złp; nota bene, rubel w rostowskim już potaniał).  Pierwsze 10 tys. kobiet i dzieci  zgrupowano w dniu oficjalnego ogłoszenia ewakuacji, tj. 18 lutego  między  godz. 20,00 a 22,00.    Już   przymusowo i niespodziewanie   wywieziono    pierwsze  parę tys. ludzi  do Rosji, przygotowane są autobusy i  pociągi, wypłacane przez Rosję  pieniądze. 

 Ewakuacja

Kreml ponoć nic o tym nie wie,  niczego nie przewidywał, bo zadecydowały bez jej  wiedzy  i zgody władze samoistnych (a jakże!) republik. Informację o ewakuacji w telewizji przekazali  Denis Puszylin,  szef DNR oraz Leonid Pasiecznik, szef ŁNR.  Puszylin wezwał następnie  wszystkich przymusowo   pozostawionych na miejscu mężczyzn  do obrony ziemi i  ogłosił przymusową  mobilizację.   Wasilij Gołubiew, gubernator  Rostowa zwrócił się do Kremla o pomoc w utrzymaniu i rozlokowaniu przybyszy, której ten zobowiązał się udzielić.  Utworzono sztab kryzysowy oraz zbiórkę odzieży. Nie bardzo było wiadomo, czemu cała ta akcja ma służyć. Ukraina, zagrożona atakiem ze strony wojsk zgromadzonych na manewrach z całą pewnością nie planowała w tej chwili zdobywania  utraconych ziem. Wprawdzie zaostrzono tam  walki, ale ze strony Rosji, a ściślej seperatystów, bo przecież ponoć  tam Rosji nie ma  i nagłaśnia się incydenty -- Ukrainę oskarżono o zniszczenie przedszkola, które  w rzeczywistości mieściło się na terytorium kontrolowanym przez Kijów, koło budynku władz DNR wybuchł (pusty)  samochód dowódcy milicji itp.   Walerij Załużny, naczelnik sił zbrojnych Ukrainy ogłosił,  najprawdopodobniej zgodnie z prawdą, że  żadnego ataku na teren DNR i ŁNR nie przewidziano. Próba rozmów Ukrainy  z Moskwą skończyła się fiaskiem – Moskwa orzekła, że jej tam nie ma, ona nic nie wie i nie ma wpływu na decyzje niezależnych państw. Zełenskiego odesłała do Puszylina. Walczyć  Rosja chce jak zwykle cudzymi rękami.  Takie "nas tam nietu"  na szerszą skalę. Na razie chodzi o porozumienia mińskie i  różnie postrzegany status tych republik oraz straszenie Zachodu wojną.   Współczujemy ludziom z tych terenów. Rozdzieleni z ojcami i synami i niespokojni o ich los,  z dnia na dzień bez dobytku w obcym państwie.  Ich mężczyźni wcieleni do ruskiego przecież wojska zostaną pogonieni do strzelania  zamiast Rosjan do Ukraińców, którzy pewnie odpowiedzą ogniem. Już  nie raz za plecami wojaków szły oddziały zabijające niechętnych do walki.   Nadzorcy będą  nucić "Choczesz nie choczesz tierpi krasawica maja".

Komentarze