Przejdź do głównej zawartości

Bez (co najmniej litra) wódki nie zrozumiesz

https://t.me/grey_zone/19333?single

https://t.me/grey_zone/1933

   Od dawna śledziliśmy sprzeczności u naszych braci Rosjan, ale po "buncie" Prigożyna  nie nadążamy. Widzieliśmy dziesiątki zdjęć  (patrz odsyłacze u góry postu) jak ludność milionowego Rostowa gorąco witała czołgi wagnerowców, zaproszono ich do wojskowego sztabu dowodzenia i w zasadzie nikt nie strzelał do nich po drodze.  Zaatakowano wprawdzie  kolumnę z powietrza (tracąc śmigłowce), ale prawie  bez sprzeciwu doszli 200 km pod Moskwę, choć w międzyczasie Putin wyzwał ich od zdrajców i buntowników zagrażających krajowi wojną domową. W Petersburgu, sądząc po tysiącach wpisów Internautów, ludność  nie była w stanie zrozumieć czemu nikt im nie przeszkadza w tym marszu.

 Z kolei z Moskwy oligarchowie i wysocy urzędnicy prysnęli z rodzinami  gdzie się dało - poleciały z nimi  prywatne odrzutowce we wszystkich kierunkach Rosji i świata,  pomknęły ze stolicy auta z migaczami. Zarobił Aerofłot, bo bilety lotnicze  podrożały stukrotnie.  Nie strzelał Prigożyn, ale też  i nie niepokojono jego ludzi.  Moskwa była niemal za rogiem. Ani wagnerowcy nie zabrali się  jednak za jej zdobywanie, ani ktokolwiek za jej obronę.  Nie minęła  doba, a  wagnerowcy spokojnie odjechali.

Po wszystkim  Putin  podziękował narodowi i  resortom siłowym za dzielną walkę z przewrotem. Siergiejowi Naryszkinowi (szef wywiadu zagranicznego) -  za wysoką konsolidację  działań władzy ustawodawczej i wykonawczej na wszystkich poziomach,  narodowi - za cierpliwość i patriotyzm.  Putin zapewnił: "Siłowe resorty obroniły nasz ustrój, życie, bezpieczeństwo i wolność, zatrzymały wojnę domową". Bohaterami okrzyknął też lotników, którzy "zginęli wykonując rozkazy". Nie dodał czyje i jakie.  Wagnerowcom też w zasadzie prawie podziękowano, w każdym razie nie oskarżono o nic.    Urzędnicy i oligarchowie  zaczęli przysięgać, że ani krokiem nie ruszali się z Moskwy, ich samochody odjechały bez nich. Nawet Zołotow po prostu odpoczywał u synów.   Wołodin zagrzmiał, że jak przyjdzie NATO, to oligarchowie też prysną z Moskwy, zamiast jej bronić (choć pozostali w niej notable też nie rzucili się do mieczy). 

Przedmiot sporu -- Szojgu z Gierasimowem - zostali na stanowiskach.  Władza okazała się lojalna. Wyrzucić ich  w tej sytuacji zresztą nie wypadało.  Łukaszenka (nie bez racji)  podsumował, że winę za bunt  ponosi w pewnym stopniu  on sam, Putin i Prigożyn -  nie potrafili wygasić konfliktu wagnerowców z armią na wczesnym etapie, liczyli że się rozejdzie. 

 Obecne działania władz też są sprzeczne. Nie wypłacono dla części rodzin  wagnerowców należnych im pieniędzy, ale zgrupowania  nie przeformowano  i nadal trwa nabór do CzWK Wagner.  Nie wiadomo czy i kto z licznych firm Prigożyna  straci koncesję. Są kontrole, ale nic nie skasowano.  Nadal działa jego konsorcjum medialne. Powstają obozy dla wagnerowców na Białorusi.

 Mpsh.ru (taki rosyjski portal sensacyjno-popularny) stwierdził, że wszystkiemu winni Polacy. Przed puczem Putina obroniła Ukraina, Polska i rosyjska opozycja. Gdy Putin uznał wagnerowców za zdrajców, wbijających nóż w plecy ojczyźnie, wrogowie Rosji uznali Prigożyna  za swego  sojusznika. W tej sytuacji Prigożyn musiał wycofać się z marszu  nie zdobywając Kremla.  Obrońców Putina namnożyło się zresztą  bez liku. Biegłow ogłosił, że to on obronił Petersburg przed wojskiem Prigożyna, pozostawiając bez odpowiedzi pytania kto, jak, przeciw komu i kogo bronił. 

 A swoją drogą, co z tymi 30 bojcami, których zabito atakując bombami obóz CzWK? Był w końcu  ten atak, czy go nie było?

Komentarze