Trochę lepiej
trafili cywile zmilitaryzowani w
oddziale Jermak z Tiumenia, to znaczy aż po 2 tygodniach szkolenia i na 2 linię frontu.
Poza tym dostali po karabinie i chwatit.
Artylerzyści znaleźli się w piechocie, a
snajperem mianowano półślepego chłopaka
z minus 12 na jednym oku. Oddział wyposażono w 1 dron, którego nikt nie umie
uruchomić. Nie ma pałatek, brak żywności, śpią na gołej ziemi, głodują i chorują. Nikt się nie skarży, bo boją się w
tym stanie i tak wyposażeni znaleźć się na 1 linii ognia. Żona jednego z tych ochotników
jak na razie pozyskała 2 ruble, zamiast obiecanych 100 tys. A tak szumnie ich żegnano!
Nawet nasz nieoceniony Konstantinow, choć najchętniej zrównałby z ziemią całą Ukrainę, nie jest zadowolony z mobilizacji. Za jego czasów przed poborem jednak ludzi szkolono. Same władze podają, że 10 tys. cywilów zmobilizowano wbrew prawu, wielu z nich już zginęło. Konstantinow, zresztą słusznie, uważa, że ktoś powinien odpowiedzieć za wysyłanie na śmierć 46 letnich finansistów czy ojców wielodzietnych rodzin, nie umiejących strzelać. Oburza go też pomysł żądania od gubernatorów funduszy na zakup kamizelek kuloodpornych czy hełmów. Armia wyraźnie nie tylko nie jest w stanie zapewnić lekkich nowoczesnych kamizelek, ale jakichkolwiek. Nie rozumie, czemu nie powołano do armii studentów wyższych lat uczelni wojskowych. I oczywiście – dlaczego syn gubernatora kraju krasnodarskiego zajmuje się biznesem we Włoszech, a nie walczy na froncie.
Tymczasem cała Ukraina bombardowana jest bez przerwy. Brak prądu oznacza paraliż państwa i śmierć tysięcy ludzi, w
znacznej mierze Rosjan i ich bliskich. Wyraźnie zdobycze terytorialne są priorytetem władzy. A naród? Po chwilowym zaniepokojeniu, medialne doniesienia z frontu są optymistyczne, więc i nastroje też coraz lepsze. Śmierć tysięcy ukraińskich cywilów nikogo w Rosji nie martwi.
Komentarze
Prześlij komentarz