Najgorzej,
gdy o jedno miejsce spierają się dwie przeciwstawne opcje polityczne, zwłaszcza
gdy chodzi o uczczenie i ofiar i
oprawców. W miejscowości Surgut w Autonomicznym Okręgu Chanty Mantyjskim w 2005
r. postanowiono uczcić ofiary stalinowskich
represji politycznych budując na nadbrzeżu rzeki Ob pomnik ku ich czci. Ale czas mijał, z ofiar i ich krewnych mało kto ostał się przy życiu. Dopiero w 2010
roku organizacja „Nasza Pamięć” poruszyła
sprawę budowy jakiegoś monumentu ku czci rodaków, którzy już do Surgutu nie wrócili.
Z tego miejsca na nadbrzeżu w 1932 r. zesłano bowiem do łagrów ponad 9 tys. osób, co stanowiło blisko połowę
mieszkańców znajdującego się tu wówczas osiedla. O ile o ofiarach stalinizmu pamiętają głównie historycy, komuniści i
zwolennicy wielkiej Rosji mają się w Surgucie znakomicie. Miejscowy oddział
społecznej krajowej organizacji „Duch
Rosji” kierowany przez Denisa Chanżina
zebrał 150 tys. rubli i postawił brązowe popiersie Józefa Wissarionowicza
Stalina w pobliżu miejsca przyznanego przez władzę na pomnik jego ofiar. Dla
nich też to miejsce symboliczne – tutaj, gdy już ślady po zesłańcach zasypał wiatr
historii, odbywała się zbiórka żołnierzy wysyłanych na front II wojny światowej. Do władz miasta płyną teraz sprzeczne sygnały.
Ponieważ aż 2 razy popiersie Stalina oblano czerwoną farbą członkowie Ducha
Rosji zgłaszają do milicji komunikaty o działaniach chuligańskich. Z kolei Nasza
Pamięć uważa, że umieszczenie w tym miejscu Stalina jest bluźnierstwem i uwłacza represjonowanym. Zaczęto też wreszcie zbierać pieniądze na pomnik ofiar. Pani naczelnik
Zarządu Miasta bada zgodność postawienia w tym miejscu popiersia Stalina z lokalnymi
przepisami. Jeśli okaże się, że brak wymaganych pozwoleń rzeźbę trzeba będzie usunąć. Wszystko
dlatego, że na nadbrzeżu najłatwiej było zebrać ludzi – raz do łagrów, raz do
wojska. Z tradycyjnymi drogami bywało kiepsko, a rzeka też droga.
Komentarze
Prześlij komentarz