8 czy 9 mld
rubli równoważne z budżetem rocznym dużego miasta w mieszkaniu należącym do
siostry pułkownika MWD Dmitrija Zacharczenko pozwala
zorientować się w skali przekrętów (czy wpływów) służb specjalnych. Oficjalnie Władimir Markin (szef Komitetu Śledczego
RF, ten od przypisania zabójstwa Politkowskiej
Bieriezowskiemu) oznajmił, że
znalezione miliardy zostały aresztowane (dosłownie) i przekazane do skarbca
Banku Centralnego RF, powołano specjalną
komisję rządową do wyjaśnienia tej sprawy. Pułkownika Zacharczenko też tymczasowo aresztowano, postawiono
zarzuty wzięcia łapówki i przekroczenia uprawnień służbowych. W akcie oskarżenia nie ma jednak punktów odnoszących się do ponad tony znalezionych
pieniędzy. Czyje więc one są? Skąd się tam wzięły? Kto i dlaczego wiedział gdzie ich szukać i
czemu je z hukiem „odkryto” zamiast po cichu wywieźć z kraju? Coś poszło nie tak i komu? Prowokacja? Numery wskazują, że pochodzą z systemu Banku
Emisyjnego Stanów Zjednoczonych i nawet
ich nie rozpakowano, czyli zostały
przekazane z USA do banków rosyjskich.
Wprawdzie Kommersant donosi, że Rosja poprosiła o nazwę banku (ów)
zamawiającego, ale wątpliwe, czy te informacje otrzyma. Po obecnej aferze (19.09)
parę kolejnych rosyjskich placówek bankowych nagle straciło licencję, dyrekcja Nota
Banku z oskarżeniem o kradzież 67 mld rubli przebywa w areszcie.
Przy okazji
przypomniano, że w 2015 r. pełnomocnik wydziału „T”
Głównego Zarządu Ekonomicznego Bezpieczeństwa i Walki z Korupcją Astemir Sokurow został przyłapany w kawiarni
na wzięciu 500 tys. USD łapówki i skazany na 6 lat więzienia. Jego szefem był
wówczas Zacharczenko, który jednak nie
zeznawał w sądzie, nawet w roli świadka.
Na razie władze rozważają, czy nie zlikwidować całego wydziału „T” (co też może
leżeć u źródeł afery).
Zacharczenko w
wywiadzie dla Komsomolskiej Prawdy wyjaśnia, że nie dostał żadnej łapówki. I rzeczywiście zarzut (nie wiadomo kto, nie wiadomo dlaczego przekazał mu pieniądze,
więc to była łapówka) brzmi nieprzekonująco. Według oskarżonego, wskazuje to na
pośpiech w fabrykowaniu oskarżenia.
Również podejrzenie o ostrzeżenie Nota Banku opiera się na fakcie, że Zacharczenko znał jego dyrektorkę. Motywem oskarżeń ma być chęć pozbawienia go
stanowiska. Zupełnie niekonsekwentnie
brzmi obawa o własne życie w połączeniu z deklaracją pełnego zaufania do służby
więziennej i władz MWD.
Co wiadomo?
Akcję służb specjalnych ktoś ukierunkował.
Ktoś kto wiedział o miliardach przechowywanych przez banki w pustym
prywatnym domu i przy okazji chciał usunąć Zacharczenkę lub jakiegoś wysokiego jego protektora (w
2011 r. poprzedni szef tego wydziału, też zresztą zwolniony potem za lewe
interesy, nie mógł pozbyć się Zacharczenki bronionego przez niezidentyfikowaną "górę"). Pieniądze ewidentnie pochodzą z banku
lub banków zagrożonych
niewypłacalnością. Niejasne, dlaczego nikogo nie interesuje „rodzinny
biznes” Zacharczenki: siostra będąca właścicielką mieszkania i tatuś z
dyrektora szkoły awansujący na doradcę finansowego zagrożonych banków. W całej
operacji czynnie uczestniczyły służby specjalne i ośrodki decyzyjne wyższego szczebla. Ta znaleziona tona
pieniędzy daje wyobrażenie o skali ich interesów. I to w kraju, którego premier życzył emerytom
zdrowia i wszystkiego dobrego oznajmiając, że „dienieg prosto niet” i zgodnej z prawem rewaloryzacji emerytur nie
będzie. „Diengi naszlis’”, ale
je aresztowano do wyjaśnienia sprawy.
Komentarze
Prześlij komentarz