Przejdź do głównej zawartości

Aleksander Macedoński był wielkim człowiekiem, ale po co zaraz łamać krzesła?



Na temat  niezwykłej popularności wystawy Sierowa wypowiedział się znany felietonista rosyjski Maksym Kononienko (zdjęcie obok).  O  wielogodzinnej kolejce i niezwykłych zdarzeniach w Internecie krążyły legendy. Złośliwi sugerowali, że wobec zapowiadających się kłopotów gospodarczych ludzie  chcieli podziwiać brzoskwinie choć na obrazku, uśmiercono  parę kolejkowiczów, paru z kolei – powołano na świat.
Niepotrzebnie, bo rzeczywistość sama w sobie była  sensacyjna – wyłamane drzwi, zniszczone pomieszczenie, bójki kolejkowiczów oraz dodatkowa ochrona milicyjna kojarzy się bardziej z meczem futbolowym niż świątynią sztuki. Pół miliona chętnych do obejrzenia obrazów, których znaczna część wisi spokojnie od lat w Galerii Trietiakowskiej i będzie tam nadal po zamknięciu wystawy,  nie budząc zresztą specjalnych emocji odwiedzających, to jednak coś nowego w Rosji. Wprawdzie wiele płócien  sprowadzono z innych muzeów, a niektóre grafiki i pastele są rzadko pokazywane ze względu na   osypywanie się farb, ale i tak trudno wytłumaczyć skąd aż takie emocje i zainteresowanie. Czy chodzi o narodową identyfikację, czy o tęsknotę za  Rosją, którą po rewolucji utracono? Nie wiadomo. 
Jednak – jak podkreśla Kononienko – jeżeli już ktoś nie tylko zachwycał się obrazami, ale przeczytał tabliczki opisujące losy sportretowanych osób miał okazję się dowiedzieć, że prawie wszyscy oni albo znaleźli się na emigracji, albo zostali od razu rozstrzelani, albo zginęli w łagrach. A może po prostu tłumy marzły godzinami do późnej nocy ponieważ tęsknią za słońcem rozświetlającym obrazy Sierowa, tak potrzebnym tej jesieni zasnutej chmurną perspektywą przyszłości kraju? Autor podsumowuje wywody stwierdzeniem, że właściwie miłość do sztuki to piękny trend, tyle, choć może lepiej przy okazji  nie wyłamywać drzwi i nie niszczyć   pomieszczeń?

Komentarze